Dokonałam aborcji. Proszę – nie dajcie się zwieść!

by

„Abor­cja nie jest roz­wią­za­niem. Nie jest bez­pieczna. Nie jest do­bra dla ko­biet, męż­czyzn, dzieci, ro­dzin. W USA, gdzie miesz­kam, co­dzien­nie gi­nie w wy­niku tej pro­ce­dury tyle osób, ile zgi­nęło 11 wrze­śnia 2001 r. w ataku ter­ro­ry­stycz­nym na World Trade Center. Pro­szę, nie daj­cie się zwieść!” – apeluje Myra Jean Myers, amerykańska obrończyni życia, która sama w przeszłości podjęła decyzję o przerwaniu życia swojego dziecka. Publikujemy treść jej listu, który skierowała do czytelników „Drogi”.

 

 

Dro­dzy Czy­tel­nicy „Drogi”!

 

Nie­dawno jesz­cze by­łam jedną z Was, by­łam w Wa­szym wieku!

 

Kiedy się po­czę­łam, moja mama miała 19 lat i nie była za­mężna. Mój tata miał 20 lat. Ist­niała jedna rzecz, którą wie­dzieli oboje: je­śli jest się w ciąży, to po to, aby mo­gło się z niej na­ro­dzić dziecko. Po­brali się krótko potem.

 

Dwa­dzie­ścia lat póź­niej to ja by­łam nie­za­mężną, cię­żarną stu­dentką, roz­po­czy­na­jącą ko­lejny rok stu­diów. Ani ja, ani oj­ciec dziecka ani razu nie po­my­śle­li­śmy o abor­cji. Ro­zu­mie­li­śmy, że jest się w ciąży po to, aby uro­dzić dziecko. Wzię­li­śmy ślub i miesz­ka­li­śmy z mamą mo­jego męża do czasu, aż skoń­czył się rok aka­de­micki. Je­stem tak bar­dzo wdzięczna, że abor­cja nie była wtedy le­galna! Nie­wiele związ­ków prze­trwało ból, po­czu­cie winy i wstyd z po­wodu usu­nię­cia wła­snego dziecka.

 

Troje na­szych dzieci po­częło się w prze­ciągu trzech lat. Przy trze­cim z nich po­ród roz­po­czął się w siód­mym mie­siącu, a ma­leń­stwo było jesz­cze bar­dzo nie­doj­rzałe i zmarło tego sa­mego dnia. Pięć mie­sięcy po na­ro­dzi­nach czwar­tego (pla­no­wa­nego) dziecka do­wie­dzie­li­śmy się, że spo­dzie­wamy się piątego.

 

Przed stycz­niem 1973 roku, kiedy to Sąd Naj­wyż­szy USA, w wy­niku słyn­nej sprawy Roe vs Wade, za­le­ga­li­zo­wał abor­cję, ni­gdy ta­kie roz­wią­za­nie nie przy­szło nam na myśl, ale po tym cza­sie słu­cha­li­śmy wraz z mę­żem wielu ar­gu­men­tów prze­my­słu abor­cyj­nego, zwłasz­cza kłam­stwa o tym, że „to jesz­cze nie jest dziecko”. W końcu mój mąż po­wie­dział, że w na­szej sy­tu­acji TO jest je­dyną rze­czą, jaką mo­żemy zro­bić. By­łam w ja­kiś spo­sób za­leżna od tego, co po­wie­dział. Czu­łam się słow­nie i emo­cjo­nal­nie na­kła­niana, żeby do­ko­nać abor­cji. Czu­łam, że nie mam wyboru.

 

W kli­nice abor­cyj­nej sieci Plan­ned Pa­ren­thood („Pla­no­wane Ro­dzi­ciel­stwo”) nikt nie po­in­for­mo­wał mnie ani o roz­woju dziecka w ło­nie matki, ani o ry­zyku zdro­wot­nym zwią­za­nym z abor­cją. Pra­cow­nik po­wie­dział tylko: „Je­śli po wszyst­kim bę­dziesz miała ja­kiś pro­blem, mo­żesz zgło­sić się do na­szego do­radz­twa”. Za­sta­na­wia­łam się, dla­czego mia­ła­bym mieć ja­kiś problem.

 

Noc przed abor­cją po­wie­dzia­łam gło­śno do Boga: „Czy w tym, co ro­bię, jest co­kol­wiek złego? Prze­cież ten czło­wiek w kli­nice po­wie­dział, że to na­wet jesz­cze nie jest ży­cie”. Rano za­dzwo­niła pra­cow­nica kli­niki, mó­wiąc, że le­karz od­wo­łał za­biegi za­pla­no­wane na dzi­siaj i spy­tała mnie, co chcę zro­bić w tej sy­tu­acji. Za­po­mnia­łam o moim noc­nym py­ta­niu do Boga, w ogóle nie po­łą­czy­łam tych dwóch zda­rzeń, nie chcia­łam Go słu­chać. Mój mąż spy­tał, czy ko­lejna so­bota bę­dzie do­brym ter­mi­nem, a ja umó­wi­łam się na wi­zytę. W ten spo­sób sta­łam się od­po­wie­dzialna za śmierć mo­jego dziecka!

 

Pro­ce­dura abor­cyjna jest sama w so­bie nie­bez­pieczna. Od­biera ży­cie dziecku, rani ko­biety, męż­czyzn, całe ro­dziny. Abor­cja, na którą się zde­cy­do­wa­łam, znisz­czyła moje re­la­cje z dziećmi. Z po­wodu żalu, wstydu i wza­jem­nego ob­wi­nia­nia nie­mal znisz­czyła moje mał­żeń­stwo. Nie­wielu jest w sta­nie prze­trwać to wszystko. Abor­cja znisz­czyła też moje zdro­wie fi­zyczne i do­pro­wa­dziła do pro­ble­mów hormonalnych.

 

Abor­cja nie jest roz­wią­za­niem. Nie jest bez­pieczna. Nie jest do­bra dla ko­biet, męż­czyzn, dzieci, ro­dzin. W USA, gdzie miesz­kam, co­dzien­nie gi­nie w wy­niku tej pro­ce­dury tyle osób, ile zgi­nęło 11 wrze­śnia 2001 r. w ataku ter­ro­ry­stycz­nym na World Trade Center.

 

Pro­szę, nie daj­cie się zwieść! Na­prawdę mnie obchodzicie!

 

Oprac. Ewa Rejman

 

Źródło: www.droga.com.pl

You may also like

Facebook