Dziecko ze snu

by

Mó­wili jej, że abor­cja to tylko nie­groźny za­bieg, usu­nię­cie zlepka ko­mó­rek. Że nie ma się czego bać, bo to prze­cież „jesz­cze nie dziecko”. Uwie­rzyła. A po­tem jej ży­cia le­gło w gru­zach. I ni­gdy do końca go już nie odbudowała.

 

Nie­miecka pi­sarka Ka­rin Struck w la­tach 70. i 80. była uwiel­biana przez czy­tel­ni­ków i przez me­dia. Otrzy­my­wała wiele pre­sti­żo­wych na­gród, za­pra­szano ją na uni­wer­sy­tety i do te­le­wi­zji. Dzia­łała w ru­chach le­wi­co­wych i w Nie­miec­kiej Par­tii Ko­mu­ni­stycz­nej. Tak jak więk­szość jej przy­ja­ciół, w abor­cji nie wi­działa ni­czego złego. W 1975 r. zde­cy­do­wała się na „za­bieg”. Po­cząt­kowo sta­rała się na wszel­kie spo­soby za­głu­szyć głos su­mie­nia. W ciągu dnia mo­gła rzu­cić się w wir pracy i zna­leźć w tym uko­je­nie, ale w nocy nie miała już do­kąd uciec. Za­bite dziecko wie­lo­krot­nie jej się śniło. Naj­czę­ściej po­wta­rza­jący się sen: ma­leń­stwo bie­gnące i wy­cią­ga­jące do niej rączki, szczę­śliwe, nie­świa­dome tego, że za chwilę spad­nie w prze­paść. W tej wi­zji chciała je ra­to­wać, ale nie po­tra­fiła ru­szyć się z miej­sca, nikt nie chciał po­móc ani jej, ani dziecku, które osta­tecz­nie ginęło.

 

Po la­tach mę­cze­nia się ze swoim su­mie­niem Ka­rin zde­cy­do­wała się wy­dać książkę „Wi­dzę moje dziecko we śnie”, w któ­rej ostro wy­po­wie­działa się prze­ciwko abor­cji. Pu­bli­ka­cja wy­wo­łała kon­ster­na­cję. Do­póki pi­sa­rze i ar­ty­ści wy­stę­po­wali w obro­nie praw ho­mo­sek­su­ali­stów, praw zwie­rząt czy prawa do tzw. „wol­nego seksu”, wszystko było w po­rządku. Ale obrona praw dzieci nie­na­ro­dzo­nych? To zde­cy­do­wa­nie nie mie­ściło się w ra­mach do­zwo­lo­nej po­praw­no­ści po­li­tycz­nej. Ka­rin Struck na­tych­miast zo­stała od­su­nięta od ży­cia pu­blicz­nego, prze­stano za­pra­szać ją do pro­gra­mów te­le­wi­zyj­nych, prze­stano pro­po­no­wać jej wy­kłady, prze­stano wy­da­wać jej książki. Stała się zbyt nie­bez­pieczna, bo na­pi­sała prawdę o so­bie. O so­bie, czyli o ko­bie­cie, w któ­rej abor­cja znisz­czyła naj­głęb­szy in­stynkt – in­stynkt macierzyński.

 

Pi­sarka udo­wod­niła, że syn­drom po­sta­bor­cyjny nie ma nic wspól­nego z rze­ko­mymi na­ci­skami, ja­kie ka­to­licy wy­wie­rają na osoby, które do­ko­nały abor­cji (Ka­rin prze­szła na ka­to­li­cyzm do­piero w la­tach 90.), ale wy­nika ze zła­ma­nia prawa na­tu­ral­nego. Do­ty­czy ono każ­dego, bez względu na wy­zna­waną re­li­gię. „Lu­dzie boją się po­wie­dzieć ko­bie­tom pro­stą prawdę, że ich za­bite dziecko jest dziec­kiem. Za­miast tego udają, że nic wiel­kiego się nie stało i udzie­lają im w ten spo­sób roz­grze­sze­nia. Z pew­no­ścią więk­szość ko­biet jest ofia­rami, które już do­sta­tecz­nie mocno zo­stały uka­rane, ale to nie zwal­nia ich od uświa­do­mie­nia so­bie tej prawdy” – na­pi­sała Ka­rin Struck w książce „Wi­dzę moje dziecko we śnie”.

 

Pod­czas każ­dej abor­cji mamy do czy­nie­nia z przy­naj­mniej dwiema ofia­rami – nie­na­ro­dzo­nym dziec­kiem i jego matką. Matką, która czę­sto do­ko­nuje abor­cji ze stra­chu, sa­mot­no­ści, braku wspar­cia a nie z zim­nego wy­ra­cho­wa­nia. Zwo­len­nicy abor­cji wma­wiają ko­bie­tom, które cier­pią z po­wodu syn­dromu po­sta­bor­cyj­nego (ze­społu za­bu­rzeń psy­chicz­nych i fi­zycz­nych, bę­dą­cych wy­ni­kiem abor­cji) hi­ste­rię, nad­mierną wraż­li­wość, brak ra­cjo­nal­no­ści. Zmu­szają je, żeby sie­działy ci­cho i nie mó­wiły o swo­ich uczu­ciach – nikt nie chce prze­cież zo­stać uznany za hi­ste­ryka. Ka­rin Struck od­wa­żyła się im prze­ciw­sta­wić i za swoją po­stawę za­pła­ciła wy­soką cenę. Pu­bli­cy­sta i dzien­ni­karz Grze­gorz Górny, wspo­mi­na­jąc swoją roz­mowę z pi­sarką, przy­to­czył słowa, które usły­szał od niej na po­że­gna­nie: „Cóż ja mogę od­po­wie­dzieć na ar­gu­menty zwo­len­ni­czek abor­cji? Prawdę. Tylko prawdę o sobie”.

 

Ewa Rejman

 

graf. Mag­da­lena Zie­liń­ska /materiały PSOŻCz

You may also like

Facebook