Historia wielkiego kłamstwa

by

Historia legalizacji aborcji w USA to historia wielkiego kłamstwa i wielkiej ludzkiej krzywdy. Historia rozpętania tragedii, która pochłonęła więcej istnień ludzkich niż II wojna światowa.

 

21-letnia rozwiedziona, bezdomna, przerażona dziewczyna zachodzi w trzecią z kolei ciążę. Dwoje wcześniej narodzonych dzieci przekazała rodzinom zastępczym, to samo planuje zrobić z maleństwem, które nosi pod sercem. Kontaktuje się z agencją adopcyjną, a ta przekazuje jej sprawę dwóm młodym i szalenie ambitnym prawniczkom, które szukają właśnie sprawy, od której mogłyby zacząć swoją karierę. Panie dwukrotnie zapraszają Normę McCorvey – tak nazywała się dziewczyna – na piwo i pizzę. Podsuwają jej do podpisania oświadczenie w którym jest napisane, jakoby ciąża była wynikiem gwałtu, a Norma domagała się aborcji. Podpisuje, nawet go nie czytając, szczęśliwa, że ktoś się w końcu nią zainteresował i obiecał pomoc. Nie wie nawet, na czym dokładnie polega aborcja, mówią jej, że to usuniecie zlepka komórek, nic nieznaczącej masy. Od tej pory ma występować w prasie pod pseudonimem Jane Roe i powtarzać to, co powiedzą jej prawniczki. Tak rozpoczyna się sprawa Roe vs. Wade, na mocy której zalegalizowano aborcję w całych Stanach Zjednoczonych.

 

22 stycznia 1973 r. Sąd Najwyższy USA wydał wyrok obalający obowiązujące wcześniej prawo chroniące życie, uzasadniając swoją decyzję koniecznością przestrzegania czternastej poprawki do konstytucji mówiącej o prawie do prywatności i przyznał Normie McCorvey prawo do dokonania aborcji. W jej przypadku na szczęście było już za późno na taką decyzję, kilkuletnie żywe i zdrowie dziecko trafiło do kochającej rodziny adopcyjnej. W USA jednak obowiązuje prawo precedensu, to znaczy, jeśli w jednej sprawie sędzia Sądu Najwyższego orzeknie w dany sposób, żaden inny sędzia nie może w takiej samej sprawie orzec inaczej. Córka Normy była bezpieczna, ale decyzja sądu okazała się bardzo brzemienna w skutki. Od 1973 r. w Stanach Zjednoczonych zabito w wyniku aborcji 50 milionów dzieci nienarodzonych.

 

W „nagrodę” Normie zaproponowano pracę w klinice aborcyjnej. Choć ostatecznie sama nigdy nie dokonała aborcji, początkowo nie miała moralnych oporów przed tego rodzaju działaniami, liczyły się dla niej tylko pieniądze, które mogła zarobić. Wkrótce jednak pewne praktyki związane z aborcją wydały się jej nietyczne nawet z ówczesnego punktu widzenia. Wspomina o przypadku, kiedy aborter udawał, że przeprowadza aborcję u dziewczyny, która wcale nie była w ciąży, tylko po to, aby otrzymać od niej pieniądze. Innym razem kazano jej złożyć w całość rozczłonowane ciało dziecka pochodzące z późnej aborcji – po to, aby upewnić się, że żadne fragmenty płodu nie pozostały w macicy matki. Nie trzeba dodawać, że „zadanie” mocno ją zszokowało. Czary goryczy dopełnił moment, gdy przez przypadek zajrzała do zamrażalnika, w którym przechowywano części ciała zabitych dzieci. Rzuciła pracę w klinice. Miała już dość tego, że głównym celem jej działań było zarobienie minimum czterdziestu tysięcy dolarów co weekend. Zawsze się udawało.

 

Obecnie Norma McCorvey działa w ruchu pro life, a swoją zgodę na uczestniczenie w aborcyjnym procesie uważa za największą życiową pomyłkę. Czuje się oszukana przez prawniczki, którym zależało jedynie na prestiżu, jaki mogą uzyskać dzięki precedensowej sprawie i przez ludzi pracujących w przemyśle aborcyjnym, którym zależało jedynie na pieniądzach jakie będą mogli uzyskać dzięki wyrokowi sądu. Przyjęła chrzest w Kościele Katolickim i zaufała Chrystusowi, który jest Bogiem Miłosierdzia. Każdego roku 22 stycznia, w rocznicę zakończenia sprawy Roe vs Wade pod budynkiem Sądu Najwyższego w Waszyngtonie gromadzą się setki tysięcy Amerykanów uczestniczących w największym na świecie marszu dla życia. Większość nich to ludzie młodzi i bardzo młodzi, mający po kilkanaście lat. Niosą transparenty z napisami: „Moje pokolenie powstrzyma aborcje”.

 

Ewa Rejman

You may also like

Facebook