…i na świat przychodzi!

by FUNDACJA JZN
Bywa, że o ciąży dowiaduję się od małżonków jako pierwsza. O 5.00 rano przychodzi SMS: „Pani Aniu, sukces!!!”. Dostając taką wiadomość, czuję się niesamowicie zaszczycona – mówi Anna Stephan z Poradni Świętej Rodziny Ośrodka Troski o Płodność w Siedlanowie.

Poradnia Świętej Rodziny w Diecezjalnym Domu Rekolekcyjno-Pielgrzymkowym w Siedlanowie pracuje na wysokich obrotach. Pod hasłem „kompleksowa pomoc małżeństwom i rodzinom” kryje się wiele. – Spotykam się z narzeczonymi, małżeństwami, rodzinami – w zależności od potrzeb. Narzeczeni uczą się, czym jest odpowiedzialne rodzicielstwo, małżonkowie, a nawet całe rodziny przychodzą tutaj, gdy mają problemy z wzajemnymi relacjami. Najbardziej zżywam się z parami małżeńskimi, które nie mogą doczekać się potomstwa i u nas szukają pomocy. Bo też ta droga, na której staram się ich wesprzeć, jest zwykle dość długa – mówi A. Stephan, instruktor Modelu Creightona współpracująca z naprotechnologią, diecezjalna doradczyni życia rodzinnego.

Poradnia działa od 2017 r. Od tego czasu na świat przyszło ponad 50 dzieci, do których poczęcia – można tak powiedzieć – przyłożyła rękę pani Anna. Zgodnie z jej wiedzą najmłodsze dzieci to Józio i Krzyś urodzeni w październiku.

Dyskretnie i w ciszy

Każdy, kto miał okazję gościć w Siedlanowie, wie, że w domu rekolekcyjnym, na uboczu, można znaleźć ciszę. I prawdziwy święty spokój – czemu sprzyja obecność kaplicy usytuowanej tuż przy wejściu do budynku. Przez ścianę z kaplicą mieści się Poradnia Świętej Rodziny. Dla wielu osób poszukujących rady, wsparcia czy konkretnych wskazówek, jak żyć, ważna jest świadomość, że osoba, która się z nimi spotyka, ma czas tylko dla nich, że rozmowa odbywa się przy drzwiach zamkniętych, za którymi nikt się nie niecierpliwi w oczekiwaniu na swoją kolej. Z punktu widzenia pracownika poradni oczywistym jest, że każdy, kto tutaj wchodzi, może liczyć na dyskrecję. – Zdaję sobie sprawę, że większości osób trudno mówi się o bardzo osobistych problemach, szczególnie jeśli związane są one ze sferą seksualności. Dlatego staram się prowadzić rozmowę w klimacie ciepła i troski. Zapewniam również, że osoby zgłaszające się do nas mogą liczyć na szacunek w podejmowaniu tego tematu i zachowanie tajemnicy. – Zachęcam, by zacząć od telefonu do poradni i umówienia się na spotkanie. Jeśli nie mogę odebrać telefonu, oddzwonię – zapewnia A. Stephan.

Naprotechnologia na pomoc

Bezdzietność jest dzisiaj problemem powszechnym. – Nasza poradnia bazuje na stosunkowo nowej gałęzi medycyny, jaką jest naprotechnologia wspierająca naturalną prokreację. Tutaj po ok. pół roku jesteśmy w stanie powiedzieć, gdzie jest problem z płodnością – mówi A. Stephan. Przybliża też w ogólnym zarysie etapy pracy z małżeństwami, w której rolą instruktora jest nauczyć parę prowadzić obserwację metodą Modelu Creightona, by stworzyć „mapę” z kobiecych cykli. Lekarz, zapoznając się z nią, potrafi po części wywnioskować, gdzie leży problem z poczęciem dziecka – zastrzega, uprzedzając pytanie, czy wystarczy kilka wizyt w poradni.

– Spotkanie zaczynamy od pokazu slajdów, który wyjaśnia, w jaki sposób robić obserwację. Najlepiej, jeśli obecni są małżonkowie razem, bo wprawdzie główny ciężar obserwacji spoczywa na kobiecie, to dobrze jest, by mąż zobaczył, jaką pracę ma przed sobą żona, i ją w tym wspierał. Na pierwszym spotkaniu pary zaopatrują się też w niezbędne materiały – książkę i arkusze wykresów, które będą uzupełniać na podstawie obserwacji tzw. biomarkerów. Kolejne zwykle planujemy już za dwa tygodnie. Omawiamy trudności związane z prowadzeniem obserwacji, odpowiadam na pytania itd. – tłumaczy A. Stephan z uwagą, że naprotechnologia zakłada indywidualne prowadzenie pary. Tym bardziej że każda para jest inna i ma różne doświadczenia. Nie ma „szablonu”, który da się przyłożyć do każdego małżeństwa.

Czekając na poczęcie

Instruktor z Poradni Świętej Rodziny zaznacza, że małżonków, którzy pukają do jej drzwi, czeka żmudna praca. – To nie jest tak, że para przychodzi raz, a potem wraca za rok. Najlepszym dowodem jest fakt, że prowadzę jednocześnie kilkanaście par – podkreśla. Na początku spotkania odbywają się w poradni częściej – chodzi o to, by obserwacje były prowadzone z jak największą precyzją. Początki bywają trudne, ale – jak mówi – jeśli małżonkowie podchodzą do tego zadania z sercem, zdarza się, że po obserwacji kilku cykli dochodzi do poczęcia dziecka.

– Wiedza na temat płodności jest różna. W przypadku ludzi bardzo młodych częściej spotykam się z niewiedzą – przyznaje A. Stephan. I opowiada, że w trakcie kolejnych spotkań zwykle ma okazję obserwować dokonujące się zmiany. – Gdy małżonkowie dowiadują się, jak skomplikowanym, a zarazem precyzyjnym dziełem jest ludzki organizm, uczą się symptomów płodności, uświadamiają sobie, że odbija się na niej nawet zwykły stres, otwierają się im oczy. Często słyszę: „nie wiedzieliśmy…”.

Będziemy rodzicami!

Siedem miesięcy po rozpoczęciu pracy poradni z kwiatami przyszła pierwsza para z informacją: Będziemy rodzicami. Takie chwile mocno zapadają w serce. – Mój udział w tych momentach to wsparcie w trudnej drodze do szczęścia. Bywa, że o ciąży dowiaduję się od małżonków jako pierwsza. O 5.00 rano przychodzi SMS: „Pani Aniu, sukces!!!”. Dostając taką wiadomość, czuję się niesamowicie zaszczycona – mówi A. Stephan.

– Pamiętam parę, z którą spotykałam się przez pół roku. Patrząc na kartę obserwacji, zapytałam panią żartem, czy nie „chodzą za nią” śledzie albo ogórki kiszone. Zdziwiona powiedziała, że – faktycznie – zjadłaby coś ostrzejszego… Zasugerowałam zrobienie testu ciążowego. Następnego dnia zadzwoniła, mówiąc na dzień dobry: „Udało się!” – opowiada A. Stephan. Wspomina też parę, która o dziecko walczyła półtora roku. Warto było, bo doczekała się bliźniąt. Kiedy dzieci miały sześć miesięcy, świeżo upieczona mama zadzwoniła z informacja, że znowu jest w ciąży.

Każdy przypadek jest inny. Nie zawsze starania o powiększenie rodziny kończą się pomyślnie… – Bywa, że w pewnym momencie, zmęczeni walką, czekaniem, planowaniem, małżonkowie mówią sobie: stop. Z częścią takich par nadal mam kontakt. Co ważne, mówią, że nie żałują drogi, którą wspólnie przeszliśmy. Nauczyli się cierpliwości, wiele się o sobie nawzajem dowiedzieli, co scaliło ich małżeństwo. A to też jest cenny owoc – podsumowuje A. Stephan.

ML / Echo Katolickie

You may also like

Facebook