Ostatnio mówiłem kazanie do osób z zespołem Downa i szczerze mówiąc nie za bardzo wiedziałem, co mam powiedzieć. Zdarza się wtedy, jak nie wiem, co powiedzieć, że zdaję się na nich. Zadałem im pytanie o czym była Ewangelia. Spytałem też, na kogo czekamy w Adwencie. Liczyłem, że mi powiedzą, że na Pana Jezusa. W pewnym momencie jedna z osób – Grażynka – powiedziała ni stąd ni zowąd, że ona chce prezent. No i rzeczywiście chwilę się zastanowiłem i stwierdziłem, że czekamy na prezent, ale nie taki pod choinką, tylko na prezent eschatologiczny. Pan Bóg ma dla nas prezent, a my nie chcemy tego prezentu odpakować, bo boimy się śmierci – powiedział ks. Tomasz Kancelarczyk, prezes Fundacji Małych Stópek w rozmowie z portalem Radia Maryja.
Portal Radia Maryja: Kilka tygodni temu w sieci pojawił się filmik, na którym autor pytał przechodniów o podpisanie dwóch petycji. Z pierwszą – dotyczącą ochrony gatunku żaby – napotkane kobiety nie miały problemu. Inaczej zachowały się, kiedy zostały poproszone o podpis pod petycją chroniącą życie ludzkie od poczęcia. Skąd taka reakcja? Czy to pokłosie ostatnich tzw. strajków kobiet?
Ks. Tomasz Kancelarczyk: To jest takie ich „jestem za życiem” – są zwierzątka, są też dzieci, chorzy, niepełnosprawni, ale czy są ludzie nienarodzeni? Przekonuję się po wielu osobach, które wydawałyby się, że są za życiem, że właśnie tak nie jest, że nie rozumieją tego „od poczęcia” w myśl nauczania Kościoła, Evangelium Vitae – Jana Pawła II. To odsłoniło pewną hipokryzję, że z jednej strony jesteśmy w stanie zrobić tak wiele dla osób z niepełnosprawnością i nikt z nas tego nie kwestionuje, że pomoc im jest potrzebna, że zmniejszanie barier społecznych i różne działania w stworzeniu stanowisk pracy są potrzebne, ale wyszło tak naprawdę, że dla niektórych osób to nie jest ich prawdziwe działanie. Wyszło zakłamanie, bo tak naprawdę oni nie chcą tych osób. „Jak już jesteście, to my wam damy warunki, ale lepiej żeby was nie było” – tak można skwitować stosunek tych osób, które z jednej strony są gotowe pomagać niepełnosprawnym, ale z drugiej strony zgadzają się na zabijanie niepełnosprawnych przed narodzeniem. Życie od poczęcia jest sprawą bardzo konkretną, a tu mamy jeszcze życie, które jest obarczone jakąś niedoskonałością z naszego punktu widzenia. Jedno to jest to, że są osoby „wygodne”, niezdolne do ofiary, do wyrzeczeń i one wybierają śmierć dla tych osób. Druga sprawa to sytuacja pandemiczna, która sprzyjała pewnej anonimowości. Wyjście na ulice w maskach, zakrywanie twarzy, jak złodziej, który kradnie, jak ten który napada na bank. W tym zakryciu twarzy nie pokazujemy siebie. Przekleństwa, były wypowiadane w zakrytej twarzy. Można powiedzieć, że to odsłoniło stan moralny tych osób. Myślę, że ze zdjęciem maseczek przyjdzie może nie opamiętanie, ale wstyd. Cała sytuacja obnażyła stan moralny polskiego społeczeństwa.
To znaczy, że tych osób przeciwko życiu jest w Polsce aż tak dużo?
Myślę, że jest ich dużo. To dojrzewało, chociażby przez stosunek do Kościoła, – są filmy Sekielskich, jest „Kler”. Ktoś powie, że są także zaniedbania Kościoła. Kościół – można powiedzieć – niewiele się zmienił, a jednak zmieniło się do niego podejście. Dlaczego? Ta sytuacja dojrzewała bardzo mocno medialnie. Wystarczy zresztą oglądać codziennie TVN i czytać „Gazetę Wyborczą” i człowiekowi się w głowie wszystko poprzekręca.
W przypadku wspomnianej sondy ulicznej mieliśmy przywołane trzy kobiety w różnym wieku i stanie. Patrząc również na ostatnie strajki, czy coś niedobrego dzieje się z naszymi polskimi paniami?
Tak, to jest przerażające, ponieważ to są przyszłe żony, przyszłe matki i teraz pytanie o jakość tego małżeństwa, tego macierzyństwa. Na pewno trzeba te osoby edukować, ale edukować społecznie i naukowo, to znaczy rzetelnie. Czynić to przez dobre przekazanie informacji na temat życia człowieka od poczęcia. A społecznie tak, by te osoby były wdrożone w rzeczywisty – osobisty kontakt z osobami z niepełnosprawnością – były wdrożone w pomoc tym osobom, wdrożone także w pomoc kobietom w ciąży. Taka była moja odpowiedź, gdy rozmawiałem z pewną młodą dziewczyną, która uczestniczyła w tym strajku. To była prośba jej mamy, która z trwogą zapytała mnie: „Co ksiądz na to?” Pokazałem wtedy jej córce zdjęcie dziecka uratowanego od aborcji, mówiąc: „Widzisz, ja mam takie doświadczenie tego nienarodzonego dziecka, to jest moje doświadczenie, które mnie uskrzydla. Ty nie masz takich doświadczeń, masz tylko hasło <<wybór>>, to albo to. Tam, gdzie chodzi o życie człowieka nie ma wyboru, tam jest walka o życie człowieka, a nie wybór”.
Czy nie ma tutaj problemu z językiem? Mówi się np. płód, zamiast po prostu dziecko nienarodzone.
To trzeba zmieniać. To znaczy, nawet jeżeli się mówi płód, to precyzyjniej mówić płód człowieka. Semantyka ma duże znaczenie. Przykład? Czasy hitlerowskie – mówiło się o „podludziach”, o „rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. To było po prostu zastąpienie mordowania, a wcale nie mówiło się o mordowaniu tylko o „rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, nie ludzie tylko „podludzie”. Nazewnictwo jest bardzo ważne. Jeżeli obracamy się w kategoriach czysto naukowych, to mówmy embrion, zarodek, płód, ale jeżeli obracamy się w kategoriach konkretnej kobiety i jej/naszej relacji do dziecka, to już nie jest tylko płód, to jest dziecko, to jest człowiek, dlatego nazewnictwo jest tak ważne. To też m.in. trzeba zmieniać, jeśli tego nie zmienimy, to my się będziemy zmieniali, ale w stronę naszego odczłowieczenia. Może będziemy społeczeństwem bogatszym materialnie, może będziemy pozornie bardziej uśmiechnięci, ale na pewno nie szczęśliwsi. Pochowamy niepełnosprawnych, pochowamy po domach opieki społecznej swoich staruszków, a sami będziemy żyli w błogostanie. Oczywiście, kiedy sami nie będziemy niepełnosprawnymi i staruszkami pochowanymi gdzieś w DPS-ach i innych ośrodkach.
To wszystko działo się na polskich ulicach przed świętami Bożego Narodzenia.
To, co się wydarzyło, ma swoją przesłankę nieświąteczną. Te wszystkie osoby tak naprawdę zabiły w sobie święta Bożego Narodzenia. One będą miały „święto choinki”, „śniegu” (którego nie ma), „święto prezentów”, klimat świąteczny, ale nie będą miały świąt Bożego Narodzenia. To, co się stało, to także było zabijanie Jezusa Chrystusa. To było iście wezwanie Heroda – zabijajmy dzieci, które są nam przeszkodą w bogactwie, we władzy, w wolności, w podróżowaniu, spełniania się, swojego hobby, itd. Trochę mi tych osób szkoda, ponieważ zabrały sobie to, co w tych świętach jest tak ważne, czyli doświadczenie rodzącego się Boga. Za naszym wieszczem Adamem Mickiewiczem można powiedzieć: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie”.
A może święta Bożego Narodzenia pomogą tym osobom?
Albo doświadczą pewnego zderzenia, zderzenia nowego życia ze śmiercią, której tak naprawdę się domagali. Myślę, że tutaj dla wielu będzie to niewątpliwie jakiś wewnętrzny dyskomfort. Sam to po niektórych widzę, chociażby na Facebooku, niektórzy już pousuwali błyskawicę. Czyli to było, ale bardzo krótko, potem przyszło nie powiem, że opamiętanie, ale jednak coś im przestało pasować. Te przekleństwa, wulgaryzmy tak nieprzystające płci pięknej. Sama kobiecość jest pewnym synonimem piękna, delikatności, życia. Kobieta niesie życie, kobieta daje życie. To, co stało się na polskich ulicach, mimo że z udziałem kobiet, było świadectwem antykobiecości. Wielu będzie dalej w tym trwało, ale dla wielu przyjdzie pewne opamiętanie. Dobrze by było, żebyśmy w tym opamiętaniu ich wspierali, nie odrzucali. Trzeba pomóc jakoś z tego wybrnąć, ponieważ walka toczy się także o ich dusze. Nie chodzi o to, że mamy z nimi walczyć, ale walczyć o nich.
Kontrą do brzydoty jest pokazywanie piękna życia?
To jest szansa, ponieważ teraz w głowach wielu pojawiło się pytanie: co zrobić, jaką dać kontrę? Taką kontrą może być to, że w Szczecinie można zobaczyć bilbordy, na których jest dziecko z zespołem Downa z hasłem: „Dziękuję za życie”. To jest odpowiedź, która nie mówi, że wasza postawa jest zła, tylko mówi: „Dziękuję za życie”. Niestety te bilbordy zostały zdewastowane przez przeciwników życia, być może uczestników strajku. Widać po tym, że niektórzy dalej brną. Nawet na wizerunku dziecka z zespołem Downa zamieszczają wulgarne słowa.
Mówimy o kobietach, ale jaka jest rola mężczyzn w tym wszystkim, co się dzieje?
Te kobiety, które tak wulgarnie wykrzykują, które tak wulgarnie są przeciwko życiu, domagają się nie tyle prawa do wyboru, co prawa do aborcji, a to są dwie różne sprawy. Tak też się dzieje, ponieważ one być może nawet intuicyjnie wyczuwają, że tego mężczyzny nie ma. Mówiąc o aborcji myślą o ciąży, w której są same, to jest: „Ja i dziecko”, a nie: „Ja, mężczyzna i dziecko”. To jest kolejny pretekst – powód do aborcji. Oprócz przyczyn materialnych, najistotniejszym problemem jest choroba relacji. Bez relacji miłości nie liczy się na kogoś, jest się samemu. Relacja miłości tworzy wspólnotę, jest się razem, wiąże miłość. Miłość to jest ofiara.
Czym jest ofiara w kontekście relacji mężczyzny z kobietą?
To znaczy, że on jej nie zostawi, że poświęci swój czas, swoje siły, że będzie dwa razy więcej pracował niż trzeba, żeby ich utrzymać. Jeżeli nie ma relacji miłości, to ona nawet nie liczy na pomoc, nie bierze jej w ogóle pod uwagę. Być może nawet w tym świecie nastawionym na przyjemność, w świecie seksualności, nie liczy się relacja miłości, nie bierze się jej pod uwagę, a więc w domyśle: „W ciąży jestem sama”. W ten sposób należałoby rozważać jeden z powodów aborcyjnych, ale także jeden z powodów protestu. Skoro przyjęło się brak relacji miłości, to wszystko jest tymczasowe. Nie idziemy w miłość na zawsze: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”, tylko w bylejakość relacji. Jest się na chwilę. W tym wszystkim nie ma ofiary, która wyraża się w słowach przyrzeczenia małżeńskiego. W takim świecie bez relacji miłości, bez poświęcenia to kolejny punkt, by opowiedzieć się za aborcją. Konsumpcyjny tryb życia, nastawienie na to, że biorę z tego świata, że jestem po to, by korzystać, więc w tym wszystkim ciąża jest przeszkodą, bo faktycznie jest przeszkodą. To, co jest cenne, dużo kosztuje. Życie dziecka jest cenne, bo kosztuje, a płacimy sobą. Tym, że nie zwiedzimy świata, nie będziemy rozwijać swoich pasji. Konsumpcyjny styl świata jest powodem krzyku za aborcją.
Ta postawa, o której mówimy, ujawniła się na ulicach i w internecie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji eugenicznej. Dlaczego wyrok TK spowodował taką reakcję społeczną?
Tak się stało, ponieważ w tym wyroku nie ma żadnego „ale”. Ktoś mnie zapytał, czy młodzież jest za życiem? Młodzież jest za życiem, ale … . Dokładnie tak. To nie jest moje stwierdzenie, tylko młodzieży. Rozmawiałem z młodzieżą na lekcji i dziewczyny – same dziewczyny – mówią: „Jesteśmy za życiem, ale … , ale gdyby dziecko miało się urodzić chore”. Wtedy jedna z dziewczyn (Dorota z klasy maturalnej) powiedziała, że kiedy jej mama była w ciąży, lekarz oznajmił, że dziecko urodzi się z zespołem Downa i zalecił aborcję. Ta mama aż do porodu więcej się u żadnego ginekologa nie pokazała. Wówczas pozostałe dziewczyny spytały koleżanki, czy ma niepełnosprawne rodzeństwo, ona odpowiedziała: „Nie, to ja się urodziłam”. W klasie zapanowała cisza. Dziewczyny zrozumiały, że w swoim „ale” zabiłyby swoją koleżankę, która miała być dzieckiem chorym. Odezwała się także inna dziewczyna mówiąc koleżankom, że ma braciszka z zespołem Downa (przez trzy lata o tym nie mówiła) i bardzo go kocha. Zapanowała cisza, która była najlepszym podsumowaniem całej katechezy na temat wartości życia. Już nic nie tłumaczyłem, one zrozumiały na własnej skórze, że to „ale” dotyczyło ich koleżanki oraz brata jednej z ich koleżanek.
My dzisiaj też – myślę – jesteśmy za życiem „ale”, a wyrok TK stwierdził: „Nie ma żadnego <<ale>>” (niezupełnie tak jest, bo wiemy, że są te dwie przesłanki: odnośnie ratowana życia i w przypadku gwałtu czy też związku kazirodczego). Po wyroku TK ci wszyscy, którzy mówili „ale”, nagle się oburzyli: „Jak to nie ma żadnego <<ale>>”? Takie pro-life, że jesteśmy za życiem, „ale …”, to wtedy tak naprawdę nie jesteśmy za życiem.
Potrzebna jest edukacja, większa wiedza w tej sprawie?
Nie tyle większa wiedza. My mamy wiedzę o początku życia człowieka. Przepraszam bardzo, wszyscy wiedzą, że człowiek jest od poczęcia. Nieraz pytają, dlaczego? Ponieważ nie mają doświadczenia tego człowieka. Widzę tutaj wielką szansę w ruchu „Wiara i Światło”. Chciałbym, żeby w Kościele ten ruch się rozwijał. To ruch, który gromadzi osoby z niepełnosprawnością intelektualną, ich rodziny i przyjaciół, jest niesamowitym świadectwem wartości życia. Moje pro-life wyrosło ze spotkania z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. To był dla mnie najlepszy głos za życiem, właśnie osoby z niepełnosprawnością intelektualną.
Czyli kluczowe jest osobiste doświadczenie?
Myślę, że gdyby te moje dziewczęta z maturalnej klasy nie uganiały się tyle po dyskotekach, a udzielały się w wolontariacie na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną, gdyby były z tymi osobami we wspólnocie „Wiara i Światło”, to nie byłoby tego „ale”. Mówiąc „ale” widziałyby swoich podopiecznych. Chociaż to też różnie bywa, lecz jest to moja nadzieja. Nadzieja burzona przez osoby, które PRACUJĄ z niepełnosprawnymi. Myślę, że to są ludzie bez powołania, którzy pracują z niepełnosprawnymi, a mają na Facebooku błyskawice. Mam tu na myśli świadectwo pewnej dyrektorki takiej placówki, która zadzwoniła do mnie wzburzona mówiąc: „Jak one mogą, pracują z osobami z niepełnosprawnością i mają te pioruny, przecież tym pokazują, że nie chcą, żeby takie osoby się rodziły”.
Wydaje mi się, że biorąc pod uwagę opiekę nad osobami z niepełnosprawnością, trzeba wrócić do tego, o czym mówił Jean Vanier. Ten marynarz z francusko-języcznej części Kanady zrezygnował ze swojej pracy i przeniósł się do Francji, gdzie zamieszkał z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. To nie była jego praca, to było powołanie, on wybrał zamieszkanie z tymi osobami, tworząc tzw. L’Arche. Jean Vanier był także inicjatorem wspólnoty „Wiara i Światło”, czyli małej grupy ludzi spotykających się (Arka to grupa ludzi mieszkająca razem). Są to dwa byty, jeden to wspólnota spotkania np. spotykają się dwa razy w miesiącu, a drugi to wspólnota życia – mieszkania całodobowego. Dzisiaj ciężko jest znaleźć takie osoby, chociaż mam takie marzenie, które się powoli krystalizuje, aby Fundacja Małych Stópek zainicjowała taki dom Arka. Dom, w którym zamieszka kilkadziesiąt osób, będą jak rodzina. To nie będzie DPS, tylko całkiem co innego. To nie jest tak, że ktoś przychodzi do pracy, ktoś kto ma pioruny, a pracuje z niepełnosprawnymi. Nie. To jest ktoś, kto ma w sercu niepełnosprawnych i z miłości do tych ludzi mieszka z nimi.
To jest szansa. „Wiara i Światło” jest szansą na dzisiejsze czasy. Jeżeli uda mi się stworzyć dom, bo są pewne zarysy między Koszalinem a Kołobrzegiem, to chciałbym, żeby ten dom był taką iskierką do stworzenia wspólnoty, bo czegoś takiego nie ma.
Taki dom i wspólnota byłyby świadectwem dla ludzi młodych, którzy mają „ale” ws. aborcji?
Myślę, że po pandemii naszym pierwszym wyzwaniem powinno być zaproszenie osób z niepełnosprawnością intelektualną do wspólnot „Wiara i Światło”. Oni są potrzebni nam, a nie to, że im wspólnota jest potrzebna. Oni są potrzebni po to, aby dać świadectwo, by uleczyć ten chory świat. Jeżeli te osoby wyjdą na zewnątrz, to sobą ewangelizują. Ostatnio mówiłem kazanie do osób z zespołem Downa i szczerze mówiąc niezbyt wiedziałem, co mam powiedzieć. Zdarza się wtedy, jak nie wiem, co powiedzieć, że zdaję się na nich. Zadałem im pytanie, o czym była Ewangelia. Spytałem też, na kogo czekamy w Adwencie. Liczyłem, że mi powiedzą, że na Pana Jezusa. W pewnym momencie jedna z osób – Grażynka – powiedziała ni stąd ni zowąd, że ona chce prezent. No i rzeczywiście chwilę się zastanowiłem i stwierdziłem, że czekamy na prezent, ale nie taki pod choinką, tylko na prezent eschatologiczny. Pan Bóg ma dla nas prezent, a my nie chcemy tego prezentu odpakować, bo boimy się śmierci. To było dla mnie bardzo głębokie, ale też odkrywcze, a przecież usłyszałem to od osoby z pewną niepełnosprawnością intelektualną. Te osoby nie mają w swojej głowie zasobów pojęć, komplikacji matematycznych czy przyrodniczych, ale mają Pana Boga. Moim zdaniem to właśnie oni są szansą na uzdrowienie sytuacji i pierwszymi, którzy zaraz po pandemii powinni być wezwani do tego, żeby chodzić do kościoła. Są ewangelizatorami życia. Zrodziła mi się w tamtym momencie myśl: dlaczego Fundacja Małych Stópek nie miałaby zrobić ogólnopolskiego spotkania odpowiedzialnych za wspólnotę „Wiara i Światło”. Jesteśmy Fundacją, która pomaga od poczęcia do naturalnej śmierci. Przykładamy się na tyle ile możemy do pomocy dla DPS-ów, więc dlaczego FMS nie miałaby się przyczynić do poruszenia tej wspólnoty?
Dziękuję za rozmowę