Pracowała z kobietami, które podjęły decyzję o tzw. aborcji. „To matki, które przeżywały prawdziwe dramaty. Nie mogły sobie wybaczyć” – mówi. Pytały: „Czy pani sobie wyobraża, jak wygląda pustynia uczuć?”. Prof. Maria Ryś, psycholog z UKSW, w rozmowie z Telewizją Trwam, opowiada o przypadkach kobiet, które dopiero po latach przeżywały skutki syndromu poaborcyjnego. Doświadczały rozpaczy, depresji, chciały odebrać sobie życie.
W rozmowie z Telewizją Trwam prof. Maria Ryś z UKSW tłumaczy, jakie konsekwencje na skutek tzw. aborcji ponosi kobieta. Wskazuje na dwa zespoły poaborcyjne, które pod wpływem zwolenników zabijania nienarodzonych dzieci, zostały usunięte z listy zaburzeń. Pierwszy taki zespół dotyczy kobiet wrażliwych moralnie, kobiet wierzących – podkreśla psycholog.
– Dotyczy to tych kobiet, które zostały zmuszone do tego, albo – co jest o wiele częstsze – uważały, że nie mogą liczyć na niczyją pomoc. Zostały namówione przez ojca dziecka. Nie widząc w nikim możliwości pomocy, zdecydowały się na ten krok – wyjaśnia prof. Maria Ryś.
To tragiczne historie. Kobiety, z którymi rozmawiała prof. Maria Ryś, podkreślały, że dałyby sobie odebrać życie, żeby przywrócić życie dziecku. „Co ja zrobiłam. Z tym człowiekiem, który był ojcem dziecka, nic mnie już nie łączy. Chciałam ocalić relację z tym mężczyzną, a okazuje się, że ten czyn tę relację zniszczył” – mówiły.
W przypadku tego zespołu poaborcyjnego nie ma silnych zaburzeń psychotycznych.
– Występuje bardzo wielka rozpacz. Dane z różnych krajów są zgodne. U 17 proc. kobiet występują w postaci ostrej, a w łagodnej u 30 proc. Czyli mamy 47 proc. – wskazuje wykładowca UKSW.
Drugi z zespołów poaborcyjnych, na który wskazuje psycholog, nie zależy od wyznania i światopoglądu. Nie zależy właściwie od niczego – podkreśla.
– W organizmie kobiety, pod wpływem ciąży, mają miejsce określone przemiany. Tzw. aborcja te przemiany nagle przerywa. Organizm nie bardzo sobie z tym radzi i psychiatrzy nazywają to tykającą bombą ukrytą w organizmie kobiety – zauważa.
Bomba potrafi wybuchnąć po wielu latach. Nawet, jeśli kobiety początkowo odczuwały ulgę po dramacie, jaki wydarzył się w ich życiu, później, po paru latach, te doświadczenia wracały w postaci silnych zespołów psychotycznych.
– Bardzo często to dziecko wraca w snach, bardzo często kobieta słyszy głosy tych dzieci, często widzi to dziecko. Ma to charakter już zespołów psychotycznych. Ale najsilniejszym objawem jest depresja. I bardzo często psychiatrzy, którzy nie pytają o ten problem, diagnozują u kobiety depresję albo tendencje samobójcze. Wiele z tych kobiet podejmuje próby samobójcze – mówi prof. Maria Ryś.
Kobiety, z którymi pracowała psycholog, mówiły, że czują się, jakby były na „pustyni uczuciowej”.
– Nie potrafiły się z niczego cieszyć, nie potrafiły się smucić. Tu ktoś umarł, a one nie odczuwają nic. Tu ktoś w rodzinie się urodził, a one nic. Próbowały mi to opisać. Mówiły: Czy pani sobie wyobraża, jak wygląda pustynia uczuć? Miały poczucie, że są zupełnie same, choć dookoła byli inni ludzie. Mówiły, że to straszliwe uczucie – akcentuje wykładowca UKSW.
Pomóc tym kobietom jest niezwykle trudno. Dopiero św. Jan Paweł II w encyklice „Veritatis Splendor” natchnął wszystkich terapeutów, żeby podejmowali terapię opartą o przebaczenie, o to, że wszystkie nienarodzone dzieci są w ręku Boga. Ta terapia jest bardzo trudna – wskazuje prof. Maria Ryś.
– Kobiety sobie wyobrażały, że przychodzą do psychologa, do mnie. I ja mam taką gumkę terapeutyczną i ja wymarzę to zdarzenie. Nie ma takiej możliwości. Cała terapia polega na uświadomieniu tej kobiecie, że matką tego dziecka będzie zawsze. Byłaś matką dramatyczną, tragiczną, z różnych powodów, osąd tych powodów należy do Pana Boga, może bardziej są winni ci, którzy nie pomogli. Natomiast w czasie terapii trzeba sprawić, żeby uzdrowić to macierzyństwo. Czyli byłaś tragiczną matką, będziesz kochającą matką tego dziecka, ale matką tego dziecka będziesz zawsze – podkreśla psycholog.
U bardzo wielu takich kobiet występowała agresja do dzieci, do macierzyństwa, po tzw. aborcji. Często działo się tak przez długie lata. Dane z różnych krajów, do których dotarła prof. Maria Ryś, pokazują, że z takimi problemami zmaga się od 9 do nawet 50 proc. kobiet, które odebrały życie własnemu dziecku. Nie są w tej sprawie prowadzone jednak rzetelne badania. Nie mówi się o skutkach tzw. aborcji, bo uderza to w aborcyjny biznes.
– To straszliwy dramat milczenia. Często kobiety borykają się z tym dramatem aż do śmierci. Chyba, że poddadzą się terapii. Ale terapia nie jest łatwa. Ona jest bardzo, bardzo trudna – mówi kierownik w Zakładzie Psychologii Małżeństwa i Rodziny UKSW.
Dramat zespołów poaborcyjnych dotyka także te kobiety, które podjęły decyzję o tzw. aborcji, gdy u ich dzieci zdiagnozowano podejrzenie wad letalnych. Lekarze próbują przekonywać te kobiety fałszywym argumentem, że urodzenie chorego dziecka to skazanie go na cierpienie.
– Tu trzeba bardzo mocno podkreślić, że jest wręcz odwrotnie. Myślę, że każdy powinien wiedzieć, co dzieje się, jeśli ktoś podsuwa tzw. aborcję. […] Dziecko rodzi się przedwcześnie, jego płuca nie są dojrzałe i umiera w ogromnych męczarniach. Umieranie takiego dziecka należy do jednych z największych cierpień na tej ziemi. Nie wiem, czy nie powinniśmy ich określić, jako męczenników naszych czasów – dodaje prof. Maria Ryś.
Natura nie rozróżnia, czy to dziecko rozwijało się prawidłowo, czy miało poważne wady – tłumaczy psycholog. Pan Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy – zaznacza.
– Pracowałam z kobietami, które przez lata nie mogły sobie wybaczyć. Chodziły do spowiedzi. Błagały: Panie Boże, wybacz. Ale one sobie nie potrafiły wybaczyć. Matką tego dziecka będziesz zawsze – podkreśla wykładowca UKSW.
Prof. Maria Ryś wskazuje, że propozycja, jaka wyszła z Pałacu Prezydenckiego, by chronić dzieci z zespołem Downa, a pozwolić zabijać te z wadami letalnymi, jest najmniej trafna, okrutna i z punktu widzenia dziecka i kobiety jest propozycją straszną.
– Wydaje mi się, że ten, kto coś takiego zaproponował, nie ma świadomości, że to nie tylko śmierć dziecka, ale skazanie kobiety na wielkie cierpienie. Dramat kobiety, która zabiła własne dziecko, jest dramatem, który może trwać przez całe życie – mówi psycholog.
Prof. Maria Ryś zachęca, by w takim dramacie rodzice korzystali z pomocy hospicjów perinatalnych. To nie miejsce, ale cały system opieki. Pozwala skorzystać ze wsparcia psychologa, przygotowuje kobietę do porodu. Są położne, które nie traktują tego dziecka jak płód, bo to nie jest płód, to jest dziecko, to jest ich dziecko, często ich oczekiwane dziecko – zauważa psycholog.