W październiku 2015 roku indyjski rząd polecił, aby kliniki płodności zaprzestały transferów zarodków do matek zastępczych od zagranicznych klientów. Niestety, handel ludzkimi embrionami jest nadal kontynuowany, ponieważ brakuje przepisów regulujących ten przemysł. W rzeczywistości roczny światowy rynek w tym sektorze wynosi ponad 690 miliardów £ (około 865 milionów $).
Julie Bindel, zagorzała przeciwniczka macierzyństwa zastępczego, na zlecenie The guardian, zbadała cztery kliniki dla surogatek. W jednej z nich, matki zastępcze miały otrzymywać około 4500 £, podczas gdy zamawiający rodzice mieli zapłacić 18 000 £.
Status surogatek jest bardzo zróżnicowany. Wiele z nich w trakcie ciąży podejmuje decyzję o opuszczeniu swojego domu, ponieważ „to nie jest godny sposób zarabiania pieniędzy w Indiach”. Kliniki natomiast mogą opiekować się kobietami bez konieczności wysyłania ich do domu. To wszystko zależy od zamawiającej dziecko pary, czy jest gotowa opłacić koszt monitorowania ciąży.
Jedna z klinik wyjawiła, że surogatkom podawane są specjalne specyfiki, aby zahamować produkcję mleka – po to, by pomiędzy nimi a dziećmi nie mogła wytworzyć się więź. Inne kobiety sprzedają swoje mleko klinikom, które następnie przekazuje się prawnym rodzicom. Inni jeszcze decydują się na naturalne karmienie dziecka przez matkę mimo ryzyka wytworzenia więzi.
Jeżeli komórki jajowe oddawane są anonimowo, wówczas zamawiająca para może określić swoje preferencje co do wzrostu surogatki czy też jej koloru włosów. Matki zastępcze można sobie również wybrać ze specjalnego katalogu.
Standardową praktyką jest ponadto wszczepienie embrionów do łona więcej niż jednej matki zastępczej, a następnie usunięcie niektórych, jeżeli implantacje przebiegną pomyślnie. Podobnie w przypadku ciąż mnogich; surogatki nie są też pytane o zgodę na usunięcie nadliczbowych embrionów.
Oblicza się, że dzisiaj ok. 1200 obcokrajowców, głównie angielskich, podróżuje do Indii w poszukiwaniu matek zastępczych.
Źródło: www.genethique.org