269
To nie kontrrewolucja, ale miłość, i nie walka, a leczenie ran jest drogą Kościoła. Tak najkrócej mogę podsumować moje stanowisko w sporze z Krystianem Kratiukiem – Tomasz Terlikowski opublikował na Facebooku kolejną już część polemiki, którą prowadzi na łamach „Do Rzeczy” z redaktorem naczelnym PCh24.pl
Tym razem Tomasz Terlikowski w swoim poście zwraca przede wszystkim uwagę na młodzież, która brała udział w strajkach po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej:
Kilka miesięcy temu zacząłem otwarcie mówić, za co w wielu miejscach uznano mnie za defetystę i mięczaka, że walka o młodzież została już przez Kościół i konserwatystów przegrana, że obecnie młodzi ludzie nie chodzą do Kościoła, mają w głębokim poważaniu nie tylko jego nauczanie moralne, ale i religijne i wspólnotowe emocje, które ich rodzice zaspokajali w rozmaitych duszpasterstwach, wspólnotach czy na wielkich spotkaniach z papieżem Janem Pawłem II. Tamten świat już nie istnieje.
To nie ich pamięć – dodaje dziennikarz.
Przyznaje, że na stosunek młodych ludzi do kościoła ogromne znaczenie ma obecna sytuacja i kolejne skandale, które pojawiają się w doniesieniach medialnych:
Piękny Kościół, który pamiętaliśmy z naszej młodości także jakby zbrzydł. Okazało się, że część z jego bohaterów ma bardzo brzydką kartę ukrywania pedofilii czy własnych skandali seksualnych, a inni – których jeszcze za ich życia uznawano niemal za relikwie – nie są w stanie, żartobliwie rzecz ujmując, choć akurat w tej sprawie nie jest nikomu do śmiechu, przypomnieć sobie nawet, czy znali św. Jana Pawła II, choć przez lata byli jego sekretarzami.
Polemizując więc z tezą, że na ulicę podczas Strajku Kobiet wyszła młodzież związana głównie z lewicą, dziennikarz pisze:
Tam są nie tylko „resortowe dzieci”, nie tylko dzieci liberałów i elit, ale także nasze dzieci: dzieci moich przyjaciół ze wspólnoty, zaangażowanych katolików, prawicowych polityków i konserwatywnych publicystów. I dotyczy to także tych młodych, którzy – czasem świadomie, a czasem z powodu przywiązania do rodziców – wciąż jeszcze praktykują. Ich nie przekonują słowa o grzechu, groźby wykluczenia z Kościoła, ani pohukiwania hierarchów. Gromkie „wyp…dalać” krzyczą do nich, ale też do nas wszystkich także dzieci z dobrych katolickich domów.
T. Terlikowski przyznaje również, że to „spotkanie z rzeczywistością”, rozmowy z ludźmi na ulicach i z tymi, którzy myślą inaczej, z poranionymi, z odrzuconymi, z tymi, których Krystian Kratiuk uważa za „przedstawicieli obcej cywilizacji”, z którymi nie ma co rozmawiać, ani budować wspólnoty, sprawiło, że w kilku kwestiach zmienił stanowisko. Podkreśla jednocześnie, że nie dotyczy to kwestii fundamentalnych:
Byłem i jestem zdecydowanym przeciwnikiem aborcji, co ostatnio dość jasno deklarowałem i pokazywałem, nie widzę możliwości zmiany definicji małżeństwa, a Kościół jest moim domem.
Jako rozwiązanie dzisiejszych problemów podaje:
Leczyć maścią miłosierdzia i miłości, a nie surowych zasad, pouczania i nieustannego przypominania norm. Nie, nie znaczy to, że normy nie są prawdziwe, ale zanim się je zaaplikuje, trzeba najpierw opatrzyć rany, zobaczyć spod nich człowieka, spotkać się z nim i porozmawiać. O miłości, o jego drodze, o tym, że niezależnie od tego, co się wydarzyło, on jest kochany.
Podkreśla, że określanie dzisiejszej sytuacji jako rewolucji i ogłaszanie jednoczesnej kontrrewolucji po drugiej stronie nie jest żadnym konstruktywnym działaniem:
Protesty kiedyś się skończą (niezależnie od tego, która ze stron je zwycięży), ludzie wrócą do domów, i znowu będziemy musieli żyć obok siebie. My zwolennicy orzeczenia TK i ci, którzy są jego przeciwnikami. Obrońcy życia, i ci którzy określają się mianem obrońców wyboru. Nic tego nie zmieni.
I dodaje:
Podział zaś między jednymi a drugimi, to nie będzie wygodny podział między nami a nimi, ale wewnątrz rodzin.
Kończąc polemikę pisze:
Co różni mnie z Krystianem Kratiukiem? Myślę, że diagnoza rzeczywistości. A ta – w moim przypadku jest taka – że od jakiegoś czasu nie tylko katolickie imaginarium, ale nawet ponadpokoleniowy przekaz wiary już nie istnieje. Nie żyjemy w społeczności katolickiej, ani konserwatywnej, a realnie spluralizowanej i radykalnie zsekularyzowanej. Ewangelia, Kościół, wartości nie zajmują większości młodych Polaków, oni nie doświadczyli nigdy spotkania z Jezusem Chrystusem, ich wiedza religijna jest na poziomie zerowym, a poglądy moralne niewiele lub zgoła nic nie mają wspólnego z nauczaniem Ewangelii. Dotyczy to zarówno młodzieży o poglądach bardziej lewicowych, jak i tej prawicowej. Zamiast więc snuć mrzonki o kontrrewolucji, trzeba zadać pytanie, jak dotrzeć do tych ludzi z przekazem wiary. Wiary, która jest przede wszystkim spotkaniem z żywym Bogiem, doświadczeniem bezwarunkowego przebaczenia, a nie tylko zbiorem norm i zasad czy kontrrewolucyjnym zapałem.