List, który do swoich dwóch córek, wnuków oraz wnuczek napisał przed śmiercią 85-letni adwokat, mieszkający przez ostatnie lata w domu spokojnej starości, opublikował włoski dziennik „Famiglia Christiana”. Włoch zarażony koronawirusem opisuje, w jaki sposób traktowany był jako pacjent.
Przekazuję to pismo ukradkiem przez siostrę zakonną Klarę w nadziei, że będziecie mogli go przeczytać po mojej śmierci. Czuję, że nie mam już wiele dni przed sobą – to jedne z pierwszych zdań w dramatycznym liście.
Włoch opisuje, że ma trudności z oddychaniem i ledwo może utrzymać w słabej ręce pióro. Miejsce, w którym się znalazł, nazywa „przepięknym więzieniem”:
Wydaje się, że niczego nam tu nie brakuje, ale tak nie jest… Tęsknię tutaj za rzeczą najważniejszą: za Waszą czułością, gdy mogłem usłyszeć nagle w ciągu dnia: «Dziadku, jak się masz?« Tęsknię za Waszymi uściskami i pocałunkami, za krzykiem Waszej mamy, którą potraficie naprawdę zdenerwować, a nawet za moim jękiem, którym mogłem zwrócić Waszą uwagę i mogłem o wszystkim zapomnieć.
Autor listu opisuje też historię swojego życia m.in nędzę dzieciństwa, starania ojca o przeżycie rodziny, czułość mamy, szkołę, maturę, pierwszą obronę w sądzie, a potem dalsze losy:
Ile razy powinienem powiedzieć «dziękuję«: nieskończoną ilość razy mojej żonie za to, że ze mną wytrwała; Wam, moje dzieci, że zawsze mi wybaczaliście; Wam, moje wnuki i wnuczki, za waszą bezwarunkową miłość. Pismo święte mówi, że prawdziwych przyjaciół można policzyć na palcach jednej ręki, a ja sam muszę podziękować jeszcze księdzu proboszczowi, że udzielił mi rozgrzeszenia za moje grzechy, a także za piękne słowa, jakie wypowiedział na pogrzebie mojej żony.
Najbardziej dramatyczne fragmenty listu dotyczą jednak samej placówki, jaką jest dom spokojnej starości i ludzi, którzy tam pracują:
Chcę, żebyście jednak wiedzieli, że uważam, iż nie powinny istnieć domy spokojnej starości, te pozłacane więzienia. Tak więc teraz, kiedy umieram, mogę powiedzieć: przepraszam za swoją decyzję. Gdybym mógł cofnąć czas, poprosiłbym córkę, żeby pozwoliła mi zostać z Wami do ostatniego mojego oddechu. Wasze łzy złączone z moimi miałyby więcej sensu niż łzy biednego starca, który żyje tutaj w anonimowości, izolacji, i którego traktuje się jak zardzewiały, a więc niebezpieczny przedmiot.
Sytuację, w ośrodku, w którym przebywa Włoch, skomplikował koronawirus. Pacjent wspomina, że deklarowano, że jeśli jego stan się pogorszy „to może podłączą go pod respirator, a może też nie podłączą”. To bezduszne traktowanie komentuje w końcówce listu:
Wiesz, Michelino, że golili mi brodę tylko wtedy, gdy wiedzieli, że przyjdziesz mnie odwiedzić, podobnie jak zmieniali mi pościel. Proszę Was, tylko nie róbcie nic… Nie interesuje mnie ziemska sprawiedliwość, ponieważ sam często kłamałem, a i tak nie przyniesie mi to szczęścia. Pozwól jednak powiedzieć moim wnukom (a także wielu innym synom, córkom, wnukom i wnuczkom), że to, co najbardziej zabija, to nie koronawirus, ale coś poważniejszego – brak najmniejszego choćby szacunku dla drugiego człowieka. Niestety, nikt nie zdaje sobie z tego sprawy.