Od dwóch lat Clare i Catherine Kracht, identyczne 21-letnie bliźniaczki amerykańskie, które jako nienarodzone dzieci były zagrożone przez tzw. zespół przetoczenia krwi, prowadzą środowe poranne rozmowy w obronie życia przed kliniką aborcyjną w St. Paul w stanie Minnesota. Pragną w ten sposób spokojnie przekazać wszystkim napotkanym osobom, że ich życie jest wyjątkowym darem od Boga. O cudzie urodzenia i działalności tych obrończyń życia napisała katolicka autorka Susan Klemond 6 czerwca na stronie „National Catholic Register”.
Urodzone w 2003 roku w Weiden w Niemczech, w rodzinie amerykańskiego wojskowego, Clare i Catherine cierpiały na tzw. zespół przetoczenia krwi między płodami (TTTS), który dotyka 10 proc. identycznych bliźniąt. Według Johns Hopkins Medicine, TTTS to schorzenie, w którym jedno z bliźniąt otrzymuje więcej krwi niż drugie. Może to prowadzić do poważnych powikłań, a bez diagnozy do 20. tygodnia ciąży – do śmierci obu dzieci.
Rodzice Tracy, matki obu bliźniaczek, przebywający akurat w Niemczech, zawieźli ją do Hamburga na zabieg. Ich ojciec także dotarł na czas, by być przy żonie w szpitalu. Operacja zakończyła się sukcesem. Dwa miesiące później, w lipcu 2003 roku, bliźniaczki przyszły na świat jako wcześniaczki, w 32. tygodniu ciąży. Catherine była mniejsza, ale szybko nadrobiła wagę. Dziś obie są zdrowe i aktywnie działają w obronie życia.
Obecnie, o 7.30 rano, gdy mogą razem pełnić wolontariat, częściej spotykają pracowników kliniki niż kobiety chcące dokonać aborcji. Ale obie katolickie siostry modlą się, by to Bóg pokierował ich słowami i wskazał, komu wręczyć informacje o nienarodzonych dzieciach, nawet jeśli same nie czują się zawsze kompetentne w odpowiadaniu na wszystkie pytania. „Zawsze myślałam, że Bóg już wygrał tę wojnę, więc nie muszę się martwić w danej chwili” – mówi Clare.
Bliźniaczki często doradzają razem z trzema mężczyznami z organizacji Pro-Life Action Ministries z siedzibą w St. Paul. Obie dorastały w rodzinie z dziesięciorgiem dzieci, w tym z ośmioma córkami, w West St. Paul w stanie Minnesota. Od najmłodszych lat natchnieniem dla nich było zaangażowanie ich rodziców i dziadków w ruch pro-life. Ale ma on dla nich również wymiar osobisty: jedna lub obie mogły nie przeżyć, gdyby ich matka nie przeszła operacji ratującej życie, która wówczas nie była powszechnie dostępna w Stanach Zjednoczonych.
Clare pracuje jako opiekunka starszej osoby, a Catherine w ośrodku pomocy dla kobiet w ciąży. Obie także wspierają działania w obronie życia, prowadzone przez swych dziadków, którzy od 2012 roku rozdali ponad 3700 łóżeczek i tyle samo fotelików samochodowych potrzebującym rodzinom. „Zawsze widziałyśmy u dziadków łóżeczka w domu, fotele sięgały sufitu. Od małego uczyłyśmy się, czym jest ruch pro-life” – wspomina Clare.
Dziadkowie są dumni ze swych wnuczek. Babcia Margie podkreśla, jak ważne jest to, że młodzi rozmawiają z młodymi. Sama modli się z parafialną grupą przy klinice, gdzie siostry rozmawiają z ludźmi.
Zainspirowane także przez ciocię i przyjaciółkę, która również przeszła szkolenie w ośrodku działań w obronie życia (Pro-Life Action Ministries), Clare i Catherine podjęły wyzwanie. „Ja namówiłam Catherine a ona zgodziła się, jak na bliźniaczkę przystało” – śmieje się Clare. Siostry nie wiedzą, czy udało im się ocalić czyjekolwiek życie, ale Catherine mówi: „Bóg działa na różne sposoby. Może nigdy nie dowiemy się, kogo dotknęły nasze słowa”.
Clare wspomina trudną rozmowę z pracownicą kliniki: „To było bardzo trudne, bo nie znałam wszystkich odpowiedzi, ale byłam tam i już samo to było świadectwem”.
Ich młody wiek sprawia, że są bardziej przystępne dla młodszych kobiet. Catherine przytoczyła rozmowę z jedną z nich, która poczuła się lepiej widząc kogoś w swoim wieku.
W centrum pomocy dla kobiet, gdzie ona pracuje, niedawno otwarto kaplicę z Najświętszym Sakramentem. „Jest to przypomnienie, by codziennie polegać na Panu. Chodzi nie tylko o ratowanie dzieci, ale także o dusze kobiet, mężczyzn i wszystkich, którzy tam trafiają. Ludzie przechodzą, uśmiechają się, machają, modlą się za nas“ – powiedziała Clare. „To nam daje siłę” – dodała jej siostra.
Clare tłumaczy też, że „choć rozmowy na ulicy bywają trudne, trzymam się słów św. Jana Pawła II: «Nie lękajcie się»”. Według niej „obrona życia to coś więcej niż słowa – to postawa wobec wszystkich ludzi. Każdy nosi w sobie jakąś ranę. Ruch pro-life to troska o każdego człowieka, która może zacząć się od ludzi wokół nas”.