L.S. Dugdale, profesor etyki biomedycznej w Yale School of Medicine w New Haven udzieliła wywiadu na temat współczesnego postrzegania procesu umierania oraz samego zjawiska śmierci. Profesor przyznaje, że postęp w medycynie wcale nie zwalnia od zadawania pytań o życie po śmierci. Unowocześnione techniki uśmierzania bólu, czyste szpitale, właściwa opieka nie wystarczają, gdy chory staje w obliczu śmierci. Dugdale zauważa, że pacjenci mają ogromną potrzebę rozmowy na tematy ostateczne.
Pojęcie ars moriendi, czyli sztuki umierania, zostało wyparte ze świadomości społecznej na początku XX wieku. Przedtem umieranie było traktowane jako naturalny etap, do którego przygotowywano się całe życie. Chory odchodził zwykle w rodzinnym domu, otoczony bliskimi, którzy byli przy nim przez cały czas choroby. Śmierć nie była tematem tabu.
Obecnie postęp technologiczny skierował proces umierania na zupełnie inny tor. Chory słusznie walczy do końca wspierany środkami medycznymi. Jednak gdzieś na tej drodze zagubieniu ulega duchowy aspekt śmierci. Okazuje się, że w tej pogoni za cudem wyleczenia zapomina się o duchowym wsparciu osoby umierającej, która na pewno takiej opieki potrzebuje. Profesor Dugdale wskazuje na chrześcijańskie podejście do zjawiska śmierci . Według religii chrześcijańskiej śmierć została pokonana, a ludzkość otrzymała możliwość życia wiecznego. Taka perspektywa wydaje się być bardzo pomocna chorym, którzy pod koniec życia zadają pytanie: „Co potem?”.
Życie, w którym śmierć nie jest traktowana jako przejście, ale jako koniec, nie ma sensu. Profesor Dudgale zadaje pytanie: jeśli śmierć nie ma znaczenia, jakie znaczenie ma spełnianie naszych pragnień przez 60-80 lat? Uważa ona, że tak długo jak życie jest nasycone znaczeniem, staje się ono częścią większej historii – spuścizny skupionej wokół wiary, nadziei i miłości.
Anna Różycka-Jarmolińska na podstawie www.bioedge.org