„Szanse i perspektywy dla rodziny we współczesnym świecie” – wykład abpa Jędraszewskiego wygłoszony na uroczystości 25-lecia SRK w Krakowie

by

W trakcie obchodzonych pod koniec listopada uroczystości 25-lecia Stowarzyszenia Rodzin Katolickich w Krakowie abp Marek Jędraszewski wygłosił półgodzinny wykład na temat „Szanse i perspektywy dla rodziny we współczesnym świecie”. Jego treść publikujemy poniżej.

 

Wykład ma być poświęcony zagadnieniu „Szanse i perspektywy dla rodziny we współczesnym świecie”. Odpowiedzieć na to można właściwie bardzo prosto, jednym zdaniem: szanse i perspektywy dla rodziny jako podstawowej komórki społecznej będą, będą bardzo duże, jeżeli zostaną uszanowane dwa fundamenty rodziny.  Pierwszym z nich jest prawo naturalne, które mówi także o tym, że rodzina jest podstawową komórką społeczną, która tworzy się z małżeństwa jako wspólnoty kobiety i mężczyzny. A gdy chodzi o rodziny katolickie to oczywiście jest konieczny drugi fundament, mianowicie fundament wiary w Boga w Trójcy Świętej jedynego, który głosi chrześcijaństwo. Jedno i drugie jest dzisiaj zagrożone. Chrześcijaństwo, które staje się dla wielu już społeczeństw zachodniej Europy przedmiotem wstydliwego milczenia. Zaciera się korzenie chrześcijańskie, czasem tak dalece przemilcza jakby w ogóle chrześcijaństwa nie było i tutaj pod tym względem jakże wymowny jest esej Georga Wildera  „Katedra chrześcijan” mówiący o sytuacji współczesnej kultury zachodniej poprzez obraz dwóch wielkich budowli w Paryżu na tej samej osi się znajdujących: średniowiecznej katedry Notre Dame i łuku triumfalnego dzielnicy de France. I wydaje się, że wszystko to, co dzieje się we Francji (ona chce być wzorcem dla świata współczesnego) to przemilczenie tego, że ta katedra w ogóle istnieje. Ponieważ każdego dnia dziesiątki tysięcy ludzi, pielgrzymów, ale także po prostu turystów z całego świata, przez tę katedrę przechodzą. Ale jakby jej nie było. (…) Jest zagrożona wiara i przez to jest zagrożony fundament chrześcijańskich, katolickich rodzin. I to tę sytuację musimy sobie wyraźnie nazwać, tak samo jak trzeba bardzo wyraźnie nazwać to, co się dzieje we współczesnej kulturze – mianowicie odchodzenie od pryncypiów moralnych, których fundamentem jest prawo naturalne. Jest to proces, który trwa już dłuższy czas.

 

Pozwolą państwo, że przypomnę tutaj pewne wydarzenia kluczowe, które być może nie wszystkim są znane, ale które nakreśliły bieg kultury, ten bieg, którego fazę obserwujemy i doświadczamy właśnie teraz. Kryzys koncepcji rodziny, a może rodzina, która została jako pewna struktura wyraźnie jednoznacznie skrytykowana i odrzucona. Dokonała się najpierw w sposób bardzo wyraźny w dziele Fryderyka Engelsa z połowy XIX w. To on uważał już wtedy, że  małżeństwo jest przejawem ucisku i dyskryminacji jednej płci wobec drugiej i trzeba to za wszelką cenę przezwyciężyć. Jak Marks wskazywał bardziej na walkę klas jako zagrożenie i jednocześnie motor rozwoju dziejów, to Engels wskazywał na elementy biologiczne i socjalne, w tym przypadku wskazywał na rodzinę jako tę strukturę, która sprawia, że z jednej strony jest ucisk, wyzysk, niesprawiedliwość a z drugiej strony wskazywał, że jeśli chcemy rozwinąć współczesne społeczeństwo, doprowadzić do rozwoju społeczeństwa, mówimy oczywiście o XIX w. to trzeba za wszelką cenę z rodziną skończyć. Wydawało się to jemu i wielu innym współczesnym, że są to pewne mrzonki człowieka, który nie potrafi myśleć w kategoriach zdrowego rozsądku. A wystarczyło, że doszło do tego, czego w tym roku obchodzimy stulecie, nie myślę oczywiście o objawieniach fatimskich, ale o tym, co te objawienia zapowiedziały, o rewolucji październikowej w Petrogrodzie i o przechwyceniu władzy przez Lenina i bolszewików. Już w pierwszych niemal miesiącach tej nowej rzeczywistości, jaka zaistniała w Rosji, zaczęto tworzyć nowe struktury, które były prawdziwym zaprzeczeniem tego czym jest rodzina. A więc komuny, w których miały żyć już nastolatki, chłopcy, dziewczęta, którzy mieli się ze sobą mieszać w najróżniejsze konfiguracje. Dzieci, które się rodziły w ten sposób nie wiedziały od kogo tak naprawdę pochodzą. W tym „dziele” Lenina wspomagały go jeszcze pomysły Trockiego. Już tutaj zaczęła się destrukcja rodziny w sposób dosłowny.

 

O tym się mało mówi, dlatego że my, Polacy żyjemy wspomnieniem wojny bolszewickiej w tym wielkim zmaganiu, aby Polskę ocalić. Zwłaszcza pod względem narodowym i politycznym, ale trzeba dokładnie sobie zdawać sprawę, że to zwycięstwo Polski nad Wisłą z 15 sierpnia 1920 r. i potem w następnych dniach było zwycięstwem także bardzo jasno określonej koncepcji rodziny, społeczeństwa, które w rodzinie upatruje swoją najbardziej podstawową komórkę. Jak wiemy, ten wielki eksperyment socjalny w Rosji Lenina i Trockiego sprawił, że Rosja była prześladowana, przepraszam za słowo, bo to jest bardzo niedobre określenie wobec dzieci i młodzieży, przez „tabuny” właśnie tych młodych ludzi, którzy terroryzowali społeczeństwo. Bez ojca, bez matki, bez jakichkolwiek zobowiązań, głodne, obdarte, bezkarne. Dopiero Stalin się za nich wziął, ale wziął się po to by stworzyć z nich czy to armistów czy tych, którzy byli osadzeni w gułagu.

 

Mało się mówi również o tym, że w 1919 r. wybuchła rewolucja bolszewicka na Węgrzech. Trwała ona co prawda krótko, ale już z tego czasu pochodzi wielu męczenników Kościoła, ludzi świeckich i wtedy tam zaczął działać filozof o nazwisku Lukács, który chciał te idee Lenina i Trockiego także odnośnie do rodziny przenieść na grunt europejski, środkowoeuropejski. Ta rewolucja na szczęście upadła na Węgrzech, Lukács przeniósł się do Niemiec, Niemcy były też podminowane szałem rewolucyjnym i w latach 20. 30., utworzono tak zwaną szkołę frankfurcką, która skupiała w sobie myślicieli, filozofów, socjologów, polityków także, którzy hołdowali z jednej strony marksizmowi a z drugiej strony freudyzmowi. I próbowano analizować czym jest społeczeństwo, jakie ono powinno być. Z jednej strony poprzez walkę klas zawierającą w sobie elementy doktryny marksistowskiej, a z drugiej strony poprzez doktrynę Freuda, która jak wiadomo poprzez różnego rodzaju figury związane z życiem seksualnym, próbowała odczytać wnętrze człowieka –  jego kompleksy, trudności, zahamowania. Kiedy Hitler doszedł do władzy w ‘33 roku, ci przedstawiciele szkoły frankfurckiej, w większości pochodzenia żydowskiego, wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. I tam mogli działać przy uniwersytetach. Tam ta zaraza freudowsko-marksistowska zaczęła zapuszczać korzenie, które znajdowały dość pożywny grunt dla siebie wobec idei wolności, tej tak drogiej idei dla Amerykanów. A jednocześnie także tutaj, i to jeszcze w czasie wojny, przed wojną te idee znajdują swój wielki znaczący wyraz w twórczości Jean Paul Sartre’a i jego towarzyszki życia Simone de Beauvoir. Oni sami tworzyli zupełnie nowy model życia, który dziś byśmy nazwali partnerskim, a które wtedy było dość wyjątkową rzeczą.

 

Tak było jeszcze w latach 30. To trwało jakoś, i wtedy, kiedy wybuchła II wojna światowa, 23 września Francja do tej wojny przystąpiła i nastąpił okres, który Francuzi sami określają jako dziwna wojna, ponieważ Francuzi za Gdańsk umierać nie chcieli, ale do wojska pójść musieli, i byli na linii Maginota. Taki Sartre, jako żołnierz miał obowiązek jedną rzecz czynić, mianowicie trzy razy w ciągu dnia wypuszczać baloniki i patrzeć z której strony wieje wiatr, bo jeśli od wschodu na zachód to nie daj Boże Niemcy puszczą gazy bojowe na żołnierzy francuskich. I tak trwała ta dziwna wojna i zachowały się w dużej mierze, nie wszystkie, zapiski Sartre’a właśnie z tej dziwnej wojny, zapiski, które w dużej mierze odnoszą się do jego korespondencji z Simone de Beauvoir, w tej korespondencji jego towarzyszka życia co jakiś czas go informowała kogo teraz ma jako swojego kochanka, w swoich listach pisała: „ty przecież chyba nie masz do mnie o to żalu, przecież żyjemy w rzeczywistości pełnej wolności, tak to trzeba. Biedny jesteś, bo jesteś w wojsku, ale ja przecież mam swoje prawa, ale przecież cię kocham”. A potem ta słynna książka Simone de Beauvoir „Druga płeć”, gdzie znajdują się już zarysy ideologii gender święcącej dzisiaj swoje triumfy.

 

Tak się stało, że te idee ze Stanów Zjednoczonych, z Francji, zaczęły coraz bardziej docierać do tak zwanych elit intelektualnych Zachodu, Zachodu który przeżywał wtedy jeszcze boom gospodarczy po wojnie w Europie związanej zwłaszcza z programem Marshalla. I tak powoli dochodziło do tego co określa się mianem rewolucji ‘68 roku. Mówi się, że jest trzech głównych ideologów, którzy tę rewolucję wzbudzili w umysłach i postępowaniu młodych ludzi. Bo ta rewolucja była rewolucją nie jakiejś klasy społecznej według tego układu marksistowskiego, ale to była sprawa pewnej generacji, która mówiła o sobie że ma szczęcie mieć lat 20 w latach 60.

 

Dwa hasła były bardzo ważne dla tej rewolucji. Pierwsze: „Zabrania się zabraniać”. Jeśli sobie pomyślimy, że Dekalog jest oparty na zakazach, tylko III i IV przykazanie brzmi pozytywnie „Pamiętaj abyś dzień święty święcił” i „Czcij ojca swego i matkę swoją”, a wszystkie inne to są zakazy, to już czujemy, że jest to uderzenie w te najbardziej podstawowe zasady, według których dotychczas żyło społeczeństwo zachodnie. Mamy jeszcze jedno hasło: „Nie ma ani boga, ani mistrza, ja jestem bogiem”, czyli ja dyktuję jak powinno być.

 

Całe to pokolenie dzieci-kwiatów i ten słynny Woodstock, który stał się symbolem tamtego czasu przedstawiany zwykle bardzo pozytywnie, tymczasem jak się ogląda, rzadko puszczane filmy przedstawiające co się na Woodstock wtedy działo, tobyśmy zobaczyli, przepraszam za słowo „hordy” młodych ludzi taplających się w błocie, bo padał deszcz, nieprzytomnych od alkoholu i narkotyków i uważających, że realizują siebie, oczywiście zwłaszcza w sferze seksualnej niczym nieograniczonej. To pokolenie ‘68 roku doszło do władzy.

 

Możemy wymieniać tych najbardziej nawet znaczących polityków Stanów Zjednoczonych czy Europy Zachodniej, którzy z tego ruchu wyszli. To pokolenie opanowało także media. Dzisiaj w mediach są już nie raz dzieci, czy wnukowie tamtych młodych ludzi z ‘68 roku, ale kurs jest jednoznaczny – nie ma Boga, ja jestem bogiem, wolność jest czymś absolutnym, nie ma jakiejkolwiek odpowiedzialności za drugiego człowieka, ważne jest tylko to, co ja czynię, co jest dla mnie dobre, a dobre jest dla mnie to co jest przyjemne.

 

I tutaj chciałbym się odwołać do tych trzech panów będących ojcami rewolucji ‘68 roku. Mao Tse Tung, który rozpoczął w ‘65 roku tak zwaną rewolucję kulturową polegającą na zupełnym odcięciu się od przecież wspaniałych fundamentów kultury chińskiej – „nie było czegoś takiego, tworzymy nowe społeczeństwo”. Miliony ofiar pochłonęła ta rewolucja. Ale właśnie ta chęć odcięcia się od korzeni to idea, którą Mao Tse Tung pokazał młodym tamtej generacji jako coś, co jest możliwe do spełnienia. Przy zastosowaniu terroru. Bo terror był jakby nieodłączną częścią, taką dobrą stroną tamtej rewolucji ‘68 roku. I ja mogę powiedzieć: widziałem tamte rzeczy studiując w latach 70-tych w Rzymie. Tam jeszcze były echa, tam działały czerwone brygady. Tam była jeszcze prima lina, czyli pierwsza linia. To wtedy zamordowano premiera Aldo Moro na ulicach Rzymu. Potem porzucono jego ciało w bagażniku samochodu, który stał niemal w samym centrum Wiecznego Miasta. Pamiętam te lata i policjantów, którzy w jednej ręce trzymali karabiny, a w drugiej magazynki, żeby pokazać „my jesteśmy bezbronni”, a fala młodych na nich nacierała z kostkami z bruku.

 

Druga taka postać to oczywiście Marks. I trzecia, jeden z tych głównych przedstawicieli szkoły frankfurckiej, działający później w Stanach Zjednoczonych Herbert Marcuse. Jego książka „Eros i cywilizacja”, pokazuje główne założenia jak ma wyglądać przyszłe społeczeństwo, oparte czy odwołujące się do dwóch symboli: mitycznych postaci panteonu greckiego: Narcyz i Orfeusz. Orfeusz, który mówił o przyjemnościach, i o nie głównie chodzi w życiu, przyjemnościach zmysłowych naturalnie. A druga postać – Narcyz, to człowiek wpatrzony w siebie. I jak państwo doskonale wiedzą, te dwa symbole, a za nimi dwa bardzo określone nurty kultury współczesnej, bardzo indywidualistyczna, wpatrzona w siebie z jednej strony zgodnie z postacią Narcyza, narcystyczna, a z drugiej strony ta postać Orfeusza, która zachęca, żeby szczęście człowieka i najwyższy cel swojego życia widzieć w przyjemnościach.

 

Te dwa nurty są dzisiaj bardzo silne, bardzo obecne. I można sobie postawić pytanie „jeśli tak jest, a tak jest, to jak może się ocalić rodzina?” zwłaszcza rodzina katolicka, która swój wzór bierze nie z Narcyza ani Orfeusza, ale z Trójcy Świętej, gdzie jest wspólnota trzech Boskich Osób oparta na miłości, miłości, która daje, miłości, która została objawiona w rzeczywistości ludzkiej przez Jezusa Chrystusa, który ofiarował swoje życie za innych w sposób zupełnie darmowy i bezinteresowny. Rodzina katolicka bierze wzór właśnie z Chrystusa, a szerzej – z Rodziny Nazaretańskiej. Proszę porównać chociażby w krótkiej refleksji własnej jak ten obraz Boga w Trójcy Świętej Jedynego, a potem Rodziny Nazaretańskiej ma się do tego co się dzisiaj ludziom próbuje wtłoczyć. Przekraczając kolejne mury absurdu, mówię tutaj o ideologii gender, okazuje się naraz, że nasza struktura biologiczna, jako mężczyzn i kobiet, jest w gruncie rzeczy nieważna, najważniejsze jest to, co my sobie wybierzemy. Mając jeszcze w zanadrzu za chwilę kolejną możliwość, że wybór jakiego dokonaliśmy, odwołamy. Jak tu mówić o rodzinie, jak można mówić o prokreacji, jak można mówić o miłości? To są wielkie wyzwania, które stają przed nami.

 

Gdybyśmy sięgnęli do adhortacji apostolskiej papieża Franciszka „Amoris laetitia”, to znajdziemy tam, zwłaszcza w numerach od 33 do 45, wiele bardzo trafnych określeń, jak wygląda współczesna sytuacja społeczna także rodziny. Jest to opis tego, co jest. To co mówiłem daje pewne klucze zrozumienia dlaczego tak jest, dlaczego tak się stało. Jakie są szanse na to, by się ocalić? Bo jest to właściwie, jak mówiłem na początku, naraz kwestia życia i śmierci, czy ocalimy się jako kultura, czy ocalimy się także jako naród, czy wszystko stanie się taką szarą masą jednostek zupełnie odizolowanych od siebie, zapatrzonych w siebie samych, goniących jedynie za przyjemnościami, obojętnych na los partnerów życiowych, patrzących złowrogo na dzieci i na starszych, bo z jednymi i drugimi to tylko kłopot i problemy? Szanse i perspektywy dla rodziny, zwłaszcza dla rodziny katolickiej, są takie same jak są szanse utrzymania wiary chrześcijańskiej w naszym społeczeństwie. Przede wszystkim w zagrożeniach kulturowych, osobistych problemach, jakie ludzie mają, napięciach jakie przeżywają, zagubienia (…).

 

I stąd ta konieczność najpierw, nie boje się powiedzieć „kurczowego trzymania się Pana Boga”, wiary w Niego. I stąd rola modlitwy, zwłaszcza modlitwy małżeńskiej i rodzinnej, stąd życie sakramentalne i branie na serio zwłaszcza tego, co się mówi w chwili zawierania małżeństwa, gdzie się ślubuje miłość i wierność i to, że się partnera, już współmałżonka, nie opuści aż do śmierci, że to jest ważne, a nie odwoływalne – tak jak by się chciało, tak jak się to głosi dzisiaj, że nie ma żadnych zobowiązań poza jednym, jedynym, fundamentalnym zobowiązanie, żebym ja mógł ciągle, nieustannie siebie ubóstwiać. Jest konieczna w tym utrzymaniu wiary, ale także wspólnoty rodzinnej i małżeńskiej, jest konieczna szeroko rozumiana wspólnota Kościoła, która nie może brzmieć w żaden sposób abstrakcyjnie, chodzi o autentyczną komunię, bo wspólnota nie do końca to słowo communio łacińskie oddaje.

 

I tutaj trzeba myśleć właśnie o takich strukturach wspólnotowych, jakimi są parafia, jakim jest także Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, jakim jest Oaza Rodzin i być może inne wspólnoty, gdzie ludzie wierzący gromadzą się ze sobą, wzajemnie w swojej wierze się umacniają i stanowią jakby naturalny punkt odniesienia, gdy mówimy o swoich problemach, by szukać dla siebie wsparcia, być może dobrej rady.

 

Mamy budować to, co tak pięknie brzmi – ecclesia domestica – domowy Kościół. Narażony jest on dzisiaj bardzo w swojej strukturze, właśnie ze względu na te czynniki zewnętrzne, ale także na to że wszyscy jesteśmy podatni na to co w tej kulturze dzisiejszej jest tak dominujące, mianowicie rzeczywistość wirtualna. Wszystko można bardzo łatwo odwołać, są także jak wiemy różne gry, również gry wojenne, są żołnierze, zdobywa się miasta i niszczy, a za chwilę wszystko się resetuje i zaczyna od nowa. Tymczasem nasza rzeczywistość ludzka to nie jest rzeczywistość wirtualna. To jest konkret, to jest realność, która nieraz boli, która nieraz bardzo mocna dotyka, ale która może być cudowna, właśnie wtedy, gdy człowiek zaczyna otwierać się na drugiego i w komunii z drugim odkrywa wielkie bogactwo i tego drugiego, ale dzięki temu drugiemu także własne. Bogactwo, które dla nas jest czymś tak cennym i wspaniałym, że chcemy się tym dzielić z innymi i budować zupełnie inną rzeczywistość.

 

Dlatego tak często Jan Paweł II mówił, że trzeba żyć kulturą miłości. W 315. numerze „Amoris Laetitia” czytamy: „Pan zamieszkuje w prawdziwej i konkretnej rodzinie, ze wszystkimi jej cierpieniami, zmaganiami, radościami i codziennymi postanowieniami. Żyjąc w rodzinie trudno udawać i kłamać, nie możemy zakładać maski. Jeśli tę autentyczność ożywia miłość, to Pan króluje ze swoją radością i pokojem. Na duchowość miłości rodzinnej składa się tysiące prawdziwych i konkretnych gestów. Bóg ma swoje mieszkanie w tej różnorodności darów i spotkań, sprawiających dojrzewanie jedności. To oddanie łączy «wartości ludzkie i Boskie», ponieważ jest pełne miłości Boga. Ostatecznie duchowość małżeńska jest duchowością więzi, zamieszkałą przez Bożą miłość.”

 

Jeszcze jako zakończenie numer 317. tej adhortacji: „Jeśli rodzinie udaje się skupić na Chrystusie, to jednoczy On i rzuca światło na całe życie rodzinne. Cierpienia i problemy są doświadczane w jedności z krzyżem Pana, a Jego uścisk pozwala znieść najtrudniejsze chwile. W gorzkich dniach rodziny jest miejsce na zjednoczenie z Jezusem opuszczonym, które może zapobiec rozpadowi. Rodziny osiągają stopniowo, «z pomocą łaski Ducha Świętego, swą świętość poprzez życie małżeńskie, uczestnicząc także w tajemnicy krzyża Chrystusa, który przekształca trudności i cierpienia w ofiarę miłości». Ponadto, chwile radości, odpoczynku i święta, a także seksualności są doświadczane jako udział w pełni życia Jego zmartwychwstania. Małżonkowie poprzez różne codzienne gesty tworzą «przestrzeń teologalną, w której można doświadczyć mistycznej obecności zmartwychwstałego Pana».” I to jest ta wielka nadzieja, jaka stoi przed rodzinami katolickimi – dążenie do Chrystusa zmartwychwstałego, także poprzez Jego krzyż, ale także poprzez życie pełne nadziei i miłości. I jeśli takie ono będzie, to szanse rodziny, pomimo tych wszystkich zagrożeń, te szanse są naprawdę wielkie.

You may also like

Facebook