Nowa Południowa Walia stała się szóstym i ostatnim stanem Australii, który zalegalizował eutanazję i wspomagane samobójstwo. Izba Wyższa stanowego parlamentu przyjęła te rozwiązania stosunkiem głosów 23 do 15. Wejdą one w życie za półtora roku.
– Jeśli cywilizacja ma być oceniana po tym, jak traktuje swych najsłabszych członków, to parlament Nowej Południowej Walii żałośnie zawiódł, wytyczył ciemną i niebezpieczną ścieżkę dla potomnych oraz określił nową i niepokojącą definicję tego, co znaczy być człowiekiem – skomentował metropolita Sydney abp Anthony Fisher.
Zaznaczył jednak, że pomimo rozczarowania, „nasza walka o życie nie kończy się na tym głosowaniu”. Przywołał słowa papieża Franciszka, który wezwał do zdwojenia wysiłków w trosce o ofiary „kultury odrzucenia” oraz do „odbudowania kultury życia i miłości”.
Ustawa pozwala na eutanazję lub wspomagane samobójstwo obywateli Australii, którzy ukończyli 18. rok życia, są chorzy terminalnie i można oczekiwać, że umrą w ciągu sześciu miesięcy. Osoby terminalnie chore, które – według przewidywań medycznych – umrą w ciągu dwunastu miesięcy, mogą się starać o eutanazję lub wspomagane samobójstwo, o ile mają schorzenia neurodegeneracyjne i doświadczają nieznośnego cierpienia. Ich wniosek musi być przedstawiony w wyniku wolnej decyzji, a nie pod przymusem i być potwierdzony przez dwóch lekarzy.
Prowadzonym przez Kościoły placówkom służby zdrowia i domom opieki nie udało się uzyskać wyłączenia spod przepisów nowego prawa. Zgłoszone w parlamencie poprawki idące w tym kierunku zostały w procesie legislacyjnym odrzucone. Za możliwością wyrażenia sprzeciwu sumienia opowiedziało się 13 parlamentarzystów, zaś 23 było przeciw.
Brigid Meney z władz Catholic Health Australia podkreśliła, że ustawa „narusza etykę opieki”, zmuszając organizacje niezgadzające się na wspomagane samobójstwo do zezwolenia na dokonanie ich na terenie ich placówek przez lekarza, który przepisze, a nawet poda środek uśmiercający pacjenta, nawet bez informowania o tym kierownictwa tej placówki. – Przepisy te pomijają prawa personelu i pacjentów, którzy mogą wybrać pracę i pobyt w konkretnej placówce z powodu swego sprzeciwu wobec wspomaganego samobójstwa – stwierdziła Meney.