„Mężczyzną i kobietą stworzył ich” (Por. Rdz 1, 27) i dążenia, aby medycyna to zmieniła
Tak daleko wstecz, jak sięga nasza kultura, zawsze byliśmy matkami albo ojcami, braćmi lub siostrami, żonami lub mężami, oblubienicami lub oblubieńcami. To, że człowiek został stworzony jako „ kobieta i mężczyzna” jest prawdą, o której Księga Rodzaju pisze od razu, w tym samym zdaniu, w którym informuje nas, że Pan Bóg stworzył ludzi na swój obraz i podobieństwo. Duchowość Kościoła też wciąż powraca do obrazu oblubieńca i oblubienicy, a szczyt życia liturgicznego, Eucharystia, to właśnie spotkanie Chrystusa – Oblubieńca z Kościołem – Oblubienicą.
Tym niemniej według niektórych współczesnych ideologii, zdanie: „mężczyzną i kobietą stworzył ich” ściąga anatemę. Jeśli nie jest ignorowane jako nieistotne, wywołuje oskarżenie o dogmatyzm, zacofanie czy brak tolerancji. Płeć może być, co najwyżej, sprawą wyboru, umownej konstrukcji społecznej czy osobistej preferencji. Medycyna w tym obszarze ma bezwzględnie pokonywać naturę. Najlepiej, aby płeć biologiczna została pozbawiona wszelkiego znaczenia, zanegowana niczym jakiś wstrętny relikt przeszłości, oddelegowana do obszaru operacji przekształcania kobiet w mężczyzn i na odwrót, a jej ukierunkowanie na płodność zostało poddane całkowitej kontroli medycznej…
Dążenia do zniesienia odmienności płci
Czy można przejść przez życie tak, jakby nie było różnicy pomiędzy kobietą a mężczyzną? Wydaje się, że współczesne doktryny życia społecznego, zwłaszcza korporacyjnego, sugerują, że możemy, przynajmniej czasowo, tę różnicę negować. Wykorzystują przy tym niektóre możliwości ujarzmienia natury, zwłaszcza płodności, dostarczane przez biomedycynę. Dopóki nie zostaną opatentowane sztuczne macice, dążenie do wyrugowania wszelkich różnic zmusza do rezygnacji z rodzenia czy z zakładania rodzin otwartych na potomstwo. Natomiast pozwala, nawet przez dłuższy czas, żyć czy wegetować we względnym komforcie gospodarstw domowych „single-andfree”1 czy „double-income-no-kids”2. Współczesny świat wydaje się nam mówić, że przezwyciężając „niewielkie fizyczne trudności” możemy nasze role płciowe traktować jako całkowicie zamienne. Nie dotyczy to tylko samego zradzania nowego życia, które, według „konsekwentnych” ideologów „wyzwolenia”, powinniśmy po prostu bezwzględnie zwalczać.
Rzeczywistość jednak stale opiera się teoriom. Walka ideologii z komplementarnością kobiet i mężczyzn wymaga coraz większego nakładu środków. Domaga się powoływania kolejnych instytucji i teczek ministerialnych, domaga się tworzenia swoistej nowomowy. Natomiast, jak każda walka teorii z rzeczywistością, ciągle nie może dopiąć swego. Warto się zastanowić, co tak naprawdę zdołała zmienić w funkcjonowaniu społeczeństwa na przestrzeni ostatnich stu lat. Czy lansowanie przez bolszewików kobiet robotnic spowodowało zamierzone, nieodwracalne zmiany społeczne? Miliardy euro wydane na programy „parytetów”, „równego uprawnienia”, „gender mainstreaming”3 itd. też tego nam nie zapewniły. Zamiast tego obserwujemy kwitnący handel kobietami, powstawanie bezdzietnych metropolii i upadające systemy emerytalne…
Niepokonalne różnice
Wbrew teoriom w wszystkich krajach świata kobiety i mężczyźni na tyle cenią swoją odmienność, która może ich łączyć, że nie chcą mechanicznego niwelowania wszystkiego, co ich różni. Ciągle w literaturze i w sztuce powracamy do miłości heteroseksualnej. Wciąż obrazy odwołujące się do miłości kobiety i mężczyzny są najpewniejszą strategią reklamową. Nasza odmienność pozostaje czymś ważnym pomimo technicznych możliwości zmiany płci – czy tak zwanej zmiany płci, bo pełna, wraz z zachowaniem płodności, jest z góry wykluczona. Większość ludzi wciąż uważa, że ciało to nie manekin, którego płeć może być poddana zmianie „na zamówienie”. Osoby okaleczone w swej płciowości wciąż wywołują reakcje szczególnego współczucia i przypominają nam o tym, że nasza tożsamość jako kobiet i mężczyzn jest darem domagającym się wdzięczności. Nie zmieniły tego programy nauczania w zachodnich szkołach, w których usiłuje się dzieciom wmówić, że płeć to rzecz umowna lub że wszelka mowa o różnicach płci jest wbrew tolerancji czy zaprzecza wręcz człowieczeństwu.
Forma maszyny
Ale jakiemu człowieczeństwu? Nasze ciała się różnią tak, jak nasze pola wrażliwości i nie jest to przede wszystkim kwestią wyboru czy myśli, lecz fizjologii, którą zostaliśmy obdarowani. Jeśli twierdzimy, że uznanie tych różnic jest wrogie człowieczeństwu, to z pewnością chodzi nam o jakieś odcieleśnione, dualistyczne „człowieczeństwo” czy pojęcie tego, co to znaczy być człowiekiem mierzone „skutecznością” w wypełnianiu oczekiwań społecznych czy w pokonywaniu natury. Z pewnością nie chodzi nam wówczas o miłość.
Wiele współczesnych wizji organizacji życia społecznego – życia korporacyjnego, życia w państwie totalitarnym czy życia na bezwzględnym wolnym rynku – właśnie taką formę życia przewiduje: maszyny kierowanej przez nieustannie-dyspozycyjnych-i-programowalnych-ludzi-cyborgów. Być może jest to forma ucieczki dla osób, które zaznały rozczarowania, kiedy oczekiwały na miłość, ale nie wystarczy do pełnego życia.
Wybrzmiewanie różnic w dążeniach do czegoś „więcej”
Człowiek pragnie czegoś więcej niż tylko mierzalnej skuteczności w wykonywanych rolach społecznych. Wciąż przejawia tęsknotę do odpoczynku, intymności, miłości… Jego dążenia sprawiają, że nieodparcie powraca do różnic między kobietami i mężczyznami, bo w tych kontekstach wybrzmiewają one najsilniej. Lubimy tańczyć i to właśnie w swoich odmiennych rolach. Niektórzy tak tańczą do późnych lat życia. Piękno tańca nas pociąga tak bardzo, bo wpisuje się w naszą głęboką tęsknotę do harmonii w podejmowaniu komplementarnych ról – kobiety i mężczyzny, do harmonii będącej odblaskiem communio personarum Osób Boskich. Dążenie do tej harmonii jest też podwaliną zdrowego życia rodzinnego.
Obszary wyłączności: żona – mąż, ojciec – matka
Pociąg płciowy to głęboko w nas wpisane dążenie, aby tworzyć i pogłębiać przestrzeń miłości i spotkania z drugą osobą. Naturalną kulminacją tego dążenia jest wyłączna, wierna, dozgonna miłość w małżeństwie. Jako kulminacja ludzkiej miłości, wyraża się w aktach, które wyrażają pełny dar zsiebie. Łączą nas w naszej komplementarności aż do tego stopnia, że czynią nas zdolnymi do zrodzenia nowego życia, w których przestrzeń nie mogą ingerować osoby trzecie, zwłaszcza lekarze. Nie powinni przyjmować roli inseminatorów czy impregnatorów. Szkiełka czy plastikowe pojemniki też nigdy nie zastąpią kobiecego łona.
Warto pamiętać, że każdy rodzic ma za zadanie uświadomić swoim dzieciom, że organy płciowe – te, którymi najbardziej jako mężczyźni i kobiety się różnimy – są organami rozrodczymi, pozwalającymi zradzać dzieci. Uświadamianie dzieci o tej rzeczywistości jest zadaniem rodziców, nie powinno być przekazywane innym „instytucjom”, bo dotyka zbyt wielkiej tajemnicy. Język medycyny na temat tej rzeczywistości też powinien cechować się właściwą delikatnością.
Język miłości – rola medycyny wobec zagrożeń prawdziwości jej wyrazów
Dążenie do pełnej komunii z ukochaną osobą, do połączenia obejmującego całość naszych różnic, czyli wejście w „ogród zamknięty” naszej komplementarności, jest tożsame zdążeniem do wyrażenia miłości właśnie na drodze otwarcia drzwi nowemu życiu. Wspólne otwarcie się na potomstwo jest tym, co łączy wtedy dwie osoby, kobietę i mężczyznę, w organiczną jedność, która powinna być zwieńczeniem jedności na pozostałych poziomach życia. Jeśli medycyna, a zwłaszcza pigułka antykoncepcyjna, jest wykorzystywana do zmiany tego porządku rzeczy, nie może być to już relacja prawdziwej komunii – staje się relacją użycia. Odbiera płci znaczenie i przynależy do porządku samo-negacji i bio-manipulacji, a nie języka miłości. Akty antykoncepcyjne nie konsumują małżeństwa. Mogłyby równie dobrze być współżyciem pomiędzy osobami tej samej płci. Podobnie przekłamane są akty poza kontekstem miłości małżeńskiej. Takie „użycie” rodzi wstręt do najpiękniejszych gestów, bo nie wyrażają już prawdy o naszym powołaniu do miłości, lecz są używane w sposób przeczący najgłębszym dążeniom człowieczeństwa.
Pociąg płciowy, zwłaszcza u ludzi młodych, nie jest czymś, co czyni nas bezwolnymi cyborgami domagającymi się co najwyżej minimalizacji szkód na drodze udostępniania prezerwatyw, plastrów, pigułek czy aborcji. Rola lekarza nie powinna nigdy obejmować deptania czy współuczestnictwa w niszczeniu piękna ludzkiej miłości.
Jak dziewica zwalcza gwałciciela…
Znaczenia słów mówionych mogą ulegać pewnej ewolucji – na przykład słowo „kocham” można zastąpić słowem „miłuję” – ale z fizycznym zjednoczeniem kobiety i mężczyzny już tak nie jest. Znaczenia nie można zmienić, bo nie jest tylko konstrukcją społeczną – jest pełnym objęciem drugiej osoby i otwarciem drzwi na nowe życie. Z grzechami nieczystości nie można się układać, nie można zmieniać czy negować ich znaczenia – należy je odrzucić. Zawsze domagają się zdecydowanego przeciwdziałania, zwłaszcza jeśli zatruwają relacje małżeńskie. Niedługo minie sto lat od dekretu watykańskiej Penitencjarii Apostolskiej, który potwierdził, że żona ma prawo przeciwstawiać się mężowi domagającemu się ubezpłodnionych czy wynaturzonych zbliżeń z taką samą mocą, jak dziewica zwalcza gwałciciela, którego nie zna (DS. 3640). Jeśli lekarz dowiaduje się o takich sytuacjach, z pewnością powinien udzielać porad w tym samym duchu, a nie stawać się biernym narzędziem wynaturzeń uderzających w godność jego pacjentów.
Przede wszystkim miłość i ludzki kształt medycyny
Chodzi o otwartość na miłość i wdzięczność za nią. Dopóki współczesny człowiek woli wszystko osiągać przez współzawodnictwo i władzę, a nie miłość i poszanowanie dla wzajemnej komplementarności, to będzie wciąż domagał się rzeczy niemożliwej: zaprzeczenia różnicom między kobietą a mężczyzną. Będzie żądał, aby medycyna była na usługach niszczenia tej różnicy. Będzie czynił to wbrew naturze, zacierając różnicę pomiędzy medycyną a weterynarią. Działanie spójne z wdzięcznością za nasze człowieczeństwo przystoi też medycynie, jeśli chce ona zachować ludzki kształt. Nie lekarz czyni mężczyznę mężczyzną i kobietę kobietą. W tych kwestiach dotyka tajemnicy. Chodzi o tajemnicę naszej godności, – prawdy, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Pana Boga – która domaga się szczególnej miłości, szczególnego poszanowania w relacjach kobiety i mężczyzny, bo w nich wszyscy mamy swój ludzki początek.
1 Pojedynczy i wolny
2 Podwójny dochód – żadnych dzieci
3 Ocena prawa, działań i programów społ.-politycznych pod kątem ich wpływu na pozycję kobiet i mężczyzn
Maria KLEPACKA ŚRODOŃ – absolwentka Uniwersytetu Cambridge w Wielkiej Brytanii (interdyscyplinarne studia obejmujące przedkliniczne nauki medyczne i historię). Dyrektor wykonawczy Fundacji MaterCare Polska w latach 2006–2009 oraz przedstawicielka MaterCare International na Europę Centralną. Tłumaczka i autorka licznych wywiadów i artykułów o tematyce bioetycznej.
Artykuł pochodzi z IMAGO – Czasopismo Fundacji Pro Humana Vita (pierwotnie publikowany jako seria felietonów w tygodniku „Źródło”), które było wydawane w latach 2011-2012 w celu promocji bioetyki. Jest próbą wakacyjnego przypomnienia tego cennego dzieła i najciekawszych artykułów.