Wielce Czcigodni Drodzy Bracia w kapłaństwie z księdzem kanonikiem Proboszczem i księdzem Dyrektorem Wydziału Duszpasterstwa Rodzin naszej Kurii Metropolitarnej, drodzy Siostry i Bracia.
Pan przemówił do Jonasza po raz drugi: „Wstań, idź do Niniwy i głoś jej upomnienie”. Za pierwszym razem Jonasz nie posłuchał. Przeciwnie, próbował uciec przed Bogiem, wybierając zupełnie przeciwny kierunek drogi. Ale Pan przymusił go, by poszedł do Niniwy i skłaniał serca jej mieszkańców do nawrócenia i pokuty. I tak się stało. Bo mieszkańcy Niniwy, jak słyszeliśmy, uwierzyli, że to co mówi prorok Jonasz, nie są tylko jego słowami, że on mówi w imię Boga Najwyższego. Uwierzyli, i dlatego ogłosili post, oblekli się w wory od najmniejszego do największego. I to sprawiło, że Pan okazał miłosierdzie. Nie zesłał wyroku potępienia na Niniwę właśnie dlatego, że poznali w Nim Boga i zaczęli żałować i pokutować za swoje występki, przeżyli, więcej jeszcze – cieszyli się Bożym błogosławieństwem.
Drodzy Siostry i Bracia. Ta historia opowiedziana w pierwszym dzisiejszym czytaniu z księgi proroka Jonasza, nieustannie ponawia się w dziejach Kościoła. Bo co jakiś czas pojawiają się takie sytuacje, ludzie zajmują takie postawy, że rzeczywiście narażają się na Boży gniew. Ale Bóg daje ciągle szansę, by pokutować, by nawrócić się, by powrócić do swojej godności Bożego dziecka. Bóg daje szansę, Bóg upomina, upomina przez nauczanie świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła, który jest sakramentem, czyli widomym znakiem obecności Chrystusa pośród swego ludu.
W roku 1968 na Zachodzie począwszy od Francji doszło do szczególnej kontestacji samego Boga i Jego przykazań. I to co się stało rzeczywistością całego świata zachodniego, bo ta rewolucja rozlała się na wszystkie inne kraje zachodniej Europy, objęła Stany Zjednoczone, dotarła nawet do Japonii – ta rewolucja w gruncie rzeczy sprowadzała się do dwóch haseł, jakie wypisano na murach Sorbony, paryskiego uniwersytetu, od którego zaczął się ten bunt – ta swoista rewolucja, czyli odwrócenie się od Boga.
Pierwsze hasło brzmiało: Il est interdit d’interdire – „Zabrania się zabraniać”. Jeżeli przypomnimy sobie przykazania Dekalogu, one wszystkie zbudowane są na zasadzie zakazu, poza przykazaniem trzecim i czwartym („nie wolno”, „nie będziesz”). A ta rewolucja ówczesnych studentów i licealistów mówi: „nie zgadzamy się na jakiekolwiek zakazy (także, gdyby pochodziły od Pana Boga)”. W gruncie rzeczy było to jednoznaczne odrzucenie zasad Dekalogu. I drugie hasło, bardzo modne w tamtym czasie: Ni enseignant ni maître ni Dieu – je suis Dieu – „Ani nauczyciela czy mistrza ani Boga – ja jestem Bogiem”. Odrzucono zatem to, co stanowi sam fundament kultury europejskiej, co stanowi fundament także całego chrześcijańskiego przesłania, całej Ewangelii. Wiązało się to także z radykalną rewolucja seksualną z nastawieniem na to, żeby w życiu seksualnym człowieka liczyło się tylko jedno: przyjemność, i to za wszelką cenę, wspomaganą przez alkohol i narkotyki, czego symbolem stał się słynny Woodstock.
Taki był obraz Zachodu w 1968 roku. Jedna wielka pochwała z jednej strony rozprężenia moralnego, całkowitego, a z drugiej strony radykalna negacja Boga, który jest Mistrzem i Prawodawcą, i Sprawiedliwym Sędzią. I właśnie w tym czasie, w czasie tej rewolucji obyczajowej, najbardziej radykalnej jaką można było sobie wyobrazić, 25 lipca w święto św. Jakuba Apostoła papież Paweł VI, dzisiaj błogosławiony, ogłasza encyklikę Humanae Vitae i przypomina w niej kilka najbardziej podstawowych zasad, które głosi kościół w imię samego Boga. Mówi papież w tej encyklice, że nie można budować żadnego porządku społecznego w sposób trwały i dający poczucie dobrej przyszłości bez odwołania się do porządku nadprzyrodzonego i wiecznego. I w tym właśnie świetle nadprzyrodzonego porządku trzeba patrzeć także na całe życie człowieka i na tajemnicę przekazywania życia przez rodziców swoim potomkom. Nie wystarczy patrzeć na życie społeczne w sposób wycinkowy czy aspektowy, a więc tylko biologicznie czy od strony psychologicznej, od wyzwań demograficznych czy ze strony spojrzenia socjologicznego. Na życie człowieka trzeba patrzyć w świetle Bożego zamysłu, stwórczego zamysłu – taki jaki był, gdy Bóg powoływał do istnienia człowieka jako kobietę i mężczyznę. I z tym wiąże się także konieczność właściwego spojrzenia na to, czym jest ludzka miłość. Ona nie może być samą tylko uczuciowością czy spontanicznością. Jeżeli ma być prawdziwie ludzka, to musi brać pod uwagę całą wizję człowieka, tę która jest zawarta w Ewangelii, tej której najwyższym urzeczywistnieniem jest sam Jezus Chrystus. I dlatego papież pisał między innymi: „Miłość na wskroś ludzka jest zarazem zmysłowa i duchowa. Toteż nie chodzi tu tylko o zwykły impuls popędu lub uczuć, ale także, a nawet przede wszystkim, o akt wolnej woli, zmierzający do tego, aby miłość ta w radościach i trudach codziennego życia nie tylko trwała, lecz jeszcze wzrastała, tak żeby małżonkowie stawali się niejako jednym sercem i jedną duszą, i razem osiągali swoją ludzką doskonałość”. Małżonkowie jako jedność serca i jedność duszy, jako wspólnota która dąży do coraz większej doskonałości. I stąd tak ważna jest także między innymi przyjaźń, podkreślana przez Pawła VI, a także wierność i wyłączność tej miłości aż do końca życia jednego z małżonków. I w taką wizję miłości, która swoje ostateczne źródło znajduje w Bogu, który jest miłością – w taką wizję miłości wpisane jest także odpowiedzialne rodzicielstwo.
Paweł VI pisał: „W pełnieniu obowiązku przekazywania życia, małżonkowie nie mogą postępować dowolnie, tak jak gdyby wolno im było na własną rękę i w sposób niezależny określać poprawne moralnie metody postępowania; przeciwnie, są oni zobowiązani dostosować swoje postępowanie do planu Boga-Stwórcy, wyrażonego z jednej strony w samej naturze małżeństwa oraz w jego aktach, a z drugiej – określonego w stałym nauczaniu Kościoła”. Z tym się wiąże uznanie Boga-Stwórcy i tego, jaki On miał zamysł, kiedy stwarzał kobietę i mężczyznę i chciał, by tworzyli jedność nastawioną na to, żeby w miłości byli tymi, którzy powołują swoje dzieci do istnienia. Boży zamysł, który trzeba uznać i wprowadzać w rzeczywistość, codzienność małżeńskiej miłości.
Jakże ważną rzeczą jest, moi Drodzy, żeby do tej nauki, która wtedy była prawdziwym znakiem sprzeciwu wobec tego, co się działo, podejść z całą powagą także dzisiaj, po 50 latach po chwili ogłoszenia tego tak ważnego dla całego Kościoła dokumentu.
I tutaj pewna bardzo ważna i dość bolesna refleksja. Z opowieści o Jonaszu wynika najpierw to, że on sam miał opory, by pójść do Niniwy i głosić jej mieszkańcom to, czego od nich Pan Bóg oczekuje. Prawdą jest, wielokrotnie podkreślał to także Ojciec Święty Benedykt XVI, że niektóre episkopaty, także niemieckie, nie w pełni przyjęły naukę zawartą w encyklice Humanae Vitae, i że zaczął się od tego momentu w tamtych społecznościach prawdziwy regres demograficzny, a wszystko dlatego, że w jakiejś mierze nie potrafili być – tak jak oczekiwał tego od nich Ojciec Święty Paweł VI – prorokami, czyli ludźmi, którzy mówią i głoszą prawdę Bożą w porę i nie w porę, czy to się komuś podoba czy nie. Nie potrafili zdobyć się na odwagę, by powiedzieć „nie” temu, co głosił ówczesny świat. Doszło to rozdzielenia celów, gdy chodzi o życie małżeńskie, które musi być wyrazem miłości między małżonkami, ale z drugiej strony musi być też pozytywnie nastawione na to, by aby dać życie dzieciom. A tymczasem wybrali tylko jedno: przyjemność za wszelką cenę. I od tego momentu zaczęła się prawdziwa lawina idąca w kierunku coraz to bardziej niezgodnych z życiem człowieka, jego naturą, postępowań.
Dzisiaj jesteśmy w jakiejś mierze spadkobiercami tamtej odmowy. Odmowy ze strony niektórych pasterzy i także całych społeczności. W przeciwieństwie do opowieści o Jonaszu, on w końcu poszedł i spełnił to, czego Pan Bóg od niego oczekiwał, a społeczność Niniwy przyjęła jego naukę. A tutaj zabrakło odwagi ze strony niektórych pasterzy, a i społeczność ludzka w dużej mierze nie chciała przyjąć tego, co było wyrażone w encyklice Humanae Vitae – encyklice, która przecież w dużej mierze rodziła się tutaj, w Krakowie. Dzięki szczególnej wrażliwości, gdy chodzi o życie małżeńskie i rodzinne, wrażliwości ówczesnego pasterza, dzisiaj świętego, Jana Pawła II – wielkiego, jego najbliższych współpracowników, zwłaszcza w tej dziedzinie małżeństwa i rodziny.
Nauczanie Kościoła mówi wyraźnie o Bożym zamyśle. Dzisiaj nie chce się przyjąć tego, o czym mówi sama biologia, że ktoś rodzi się jako kobieta, ktoś inny jako mężczyzna. Według ideologii gender to jest kwestia wyboru człowieka. Niezależnie od tego kim on jest, on sam będzie decydował czy jest kobietą czy mężczyzną i za chwilę będzie mógł po raz kolejny odwołać to, co sobie wybrał niedawno. Rzecz sprzeczna z nauką, zwłaszcza z genetyką, a jeszcze bardziej z zdrowym rozsądkiem. I trudno pojąć dlaczego właśnie ta ideologia staje się co raz bardziej panującą, obowiązującą nauką na uniwersytetach zachodnich, powoli także próbującą zająć swoje miejsce w uczelniach polskich. Niebezpieczeństwo jest jednoznaczne, a z drugiej strony tak wielkie, że Benedykt XVI nie bał się powiedzieć, że to jest coś gorszego niż komunizm, bolszewizm.
Zmienia się także język. W nauczaniu Kościoła wyrażonym także w encyklice Humanae Vitae mówi się o prokreacji, o rodzeniu dzieci. Ale słowo „prokreacja” ma odniesienie do creatio, czyli do stworzenia świat i człowieka przez Boga. Powoływanie nowego życia przez małżonków jest współdziałaniem z samym Bogiem Ojcem – Stwórcą nieba i ziemi. A tymczasem w języku współczesnym już nie ma słowa „prokreacja”, mówi się o zdrowiu reprodukcyjnym. A reprodukcja to według definicji słownikowej: „właściwy wszystkim organizmom proces życiowy polegający na wytwarzaniu potomstwa przez organizmy rodzicielskie”. I to słowo łączy się jeszcze z czymś innym – z produkcją. Więc nie współdziałanie z Bogiem Stwórcą, ale produkowanie człowieka. Zmiana języka powoduje zmianę sposobu myślenia. Tu nie ma przypadków. To jest celowa manipulacja, tworzenie nowomowy byśmy na życie człowieka, na tajemnicę przekazywania życia kolejnym pokoleniom nie patrzyli w kategoriach wiary, byśmy nie uwzględniali w tym Bożego zamysłu i współdziałania samego Boga, ale widzieli w tym element zwykłej produkcji człowieka, co jak wiemy, znajduje najbardziej dosłowne zastosowanie przy tzw. zapłodnieniu in vitro – to w jakiejś mierze (w jakiejś, oczywiście) jest produkowaniem nowego człowieka. W konsekwencji jeśli się coś produkuje, to można tę produkcję zatrzymać albo stwierdzić, że produkt się nie podoba. I to też jest pewne założenie, które leży u podstaw ogłoszenia tego, że kobieta ma prawo do zabijania własnego dziecka, jeszcze nienarodzonego – że to jest jej prawo, bo ona jest wolna.
Mówimy o tych ważnych problemach, drodzy Siostry i Bracia, bo znowu znajdujemy się w sytuacji kolejnego wyzwania postawionego Panu Bogu, Stwórcy nieba i ziemi, który powołał człowieka do istnienia i który go ciągle kocha. Bóg patrzy z miłością na każdą i każdego z nas. Jeżeli czegoś oczekuje najpierw od nas to to, żebyśmy każdego dnia dziękowali Jemu za to, że jesteśmy, żyjemy i że jest to dar samego Boga, ale także naszych rodziców. I z takiego patrzenia na siebie jako dar Boży i dar rodziców wypływa i wdzięczność wobec Boga i rodziców, i niezmiernie wielki szacunek, który Bogu i rodzicom trzeba ciągle okazywać. A jeżeli tego zabraknie, rodzi się przemoc, nienawiść, drugi człowiek jawi się jako zagrożenie, które trzeba usunąć. Ale to nie ma nic wspólnego z Bożym zamysłem wobec nas.
Te rozważania, różnego rodzaju konferencje i spotkania, które będą poświęcone encyklice Humanae Vitae i starszym dokumentom Kościoła poświęconym małżeństwu i rodzinie właśnie będą służyły temu, by przywrócić właściwy ład myślenia o naszej osobowej ludzkiej godności, o godności kobiety i mężczyzny, o świętości małżeńskiego związku, o tym jak cudowną z jednej strony, a z drugiej trudną do przecenienia w tworzeniu każdej ludzkiej społeczności jest każda rodzinna wspólnota.
Trzeba zatem nam modlić się jednocześnie o to, abyśmy umieli najpierw przyjąć te słowa, którymi Pan Jezus zaczynał swoją działalność nauczycielską na ziemi: „Czas się wypełnił, bliskie jest Królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Wierzcie także w Ewangelię Życia, czyli Dobrą Nowinę o życiu, które dał nam Bóg i za które uczynił nas tak bardzo odpowiedzialnymi.
Nawrócić się, uwierzyć, stać się obrońcą życia – oto zadania, które stają przed nami w 50. rocznicę ogłoszenia encyklik Humanae Vitae. Oto wielkie dzieło, jakie stoi przed nami, kiedy widzimy ile dzisiaj – także w niektórych polskich instytucjach, ale także na polskich ulicach – jest zła, niedobrych słów, złych obrazów odnoszących się do życia, a zwłaszcza do godności kobiet. Potrzeba nam wszystkim wielkiej pracy nad zrozumieniem tego, czym jest życie, czym jest miłość, czym jest odpowiedzialność za życie i jaka powinna być wdzięczność, bezmierna Bogu, który nas tak ukochał, że chciał abyśmy żyli i abyśmy żyli tak, byśmy kiedyś mogli dojść do pełni życia. Amen.