Indyjskie władze podejmują od kilku lat starania, aby ograniczyć zjawisko komercyjnego macierzyństwa zastępczego. Rząd zakazał już tej praktyki dla zagranicznych klientów. Mimo to biznes surogacyjny w tym kraju wciąż się rozwija.
W listopadzie ubiegłego roku indyjski parlament przyjął ustawę regulującą zjawisko surogacji. Niestety, osiągnięto w tej kwestii niewielki postęp. W Indiach wciąż pojawiają się doniesienia o tzw. „fabrykach dzieci”. W połowie czerwca policja zrobiła nalot na klinikę płodności na przedmieściach Hyderabad, w której znalazła 47 kobiet w ciąży mieszkających w dwukondygnacyjnym budynku. Klinika nie pozwoliła im opuścić mieszkania dopóki nie urodzą dzieci. „Kobiety były stłoczone w jednym dużym pokoju i miały dostęp do jednej łazienki” – powiedział policjant.
Kilka dni później policja weszła do kilku budynków w innym mieście w stanie Telangana i znalazła w nich – według doniesień mediów – 120 ciężarnych kobiet. Dyrektor zarządzający Padmaja Fertility Centre – który najwyraźniej zaręczył się z wszystkimi kobietami – oświadczył, że przestrzega wszystkich przepisów dot. surogacji. Policja nie postawiła mu zarzutów.
Pinki Virani, indyjska dziennikarka, która napisała książkę o surogacji, wezwała rząd do przyspieszenia wprowadzenia kompleksowych regulacji: „rząd Indii i stany (…) nie mogą sobie pozwolić na bezczynność, podczas gdy wychodzi na jaw, że coraz więcej placówek, jak np. ta w Hyderabad, przetrzymuje kobiety w ciąży. Ponieważ w tych tzw. ośrodkach surogacyjnych prowadzono bardzo skąpą dokumentację, nawet nie wiemy czy niektóre mające się narodzić dzieci, nie pochodzą z ofiar handlu ludźmi i nie są przeznaczone na sprzedaż na internetowy rynek pornografii niemowlęcej”.
Źródło: www.bioedge.org