W październiku tego roku organizacje pozarządowe próbowały doprowadzić do uchwalenia ustawy, całkowicie zakazującej aborcji. Część osób, sprzeciwiających się temu rozwiązaniu zorganizowała „czarny protest”. Jego uczestnicy wykrzykiwali, że „nikogo nie można zmuszać do heroizmu”, że „kobieta powinna mieć prawo wyboru”, że „każdy może decydować o swoim ciele”, że „czasem lepiej się nie urodzić niż być skazanym na cierpienie”.
To przykłady tych delikatniejszych haseł. Niektóre były tak poniżające i obraźliwe, że lepiej ich nie przytaczać. Słuchając tych argumentów, zastanawiałam się, co muszą czuć osoby niepełnosprawne albo poczęte w wyniku gwałtu, kiedy inni uzurpują sobie prawo, żeby wartościować ich życie. Kto im pozwolił mówić, kto będzie szczęśliwy, a kogo lepiej „na zapas” zabić, kierując się „śmiertelnym” współczuciem”?
Musisz nas bronić!
Przypomina mi się scena z biografii wybitnego lekarza, odkrywcy przyczyny zespołu Downa – prof. Jerômé Lejeune. Pewnego razu przyszli do niego rodzice z chłopcem, cierpiącym na zespół Downa. Malec płakał, był przerażony, nie mógł się uspokoić. Rodzice wyjaśnili, że dzień wcześniej oglądał wraz z nimi debatę telewizyjną, której uczestnicy opowiadali o prawie do aborcji chorych dzieci. Chłopczyk rzucił się na szyję profesora, krzycząc: musisz nas bronić, chcą nas zabić! Od tej pory prof. Jerômé Lejeune jeszcze mocniej zaangażował się w obronę życia.
Hipokryzja
Ile podobnych debat telewizyjnych oglądaliśmy w ostatnim czasie? Czy nie jest hipokryzją mówienie z jednej strony o szacunku dla niepełnosprawnych, o konieczności niesienia im pomocy, a z drugiej strony popieranie możliwości zabijania ich przed narodzeniem? Być może duża część uczestników „czarnego protestu” nie zdawała sobie sprawy z tego, co naprawdę popiera… Specjalnie dla Czytelników „Drogi” swoją historię zgodziła się opowiedzieć Aleksandra Zielińska.
Nikt nie jest bezwartościowy
Nazywam się Aleksandra Zielińska, mam 24 lata. Urodziłam się z wadą wrodzoną – przepukliną oponowo-rdzeniową, zwaną też rozszczepem kręgosłupa. O tym, że moja wada mogłaby stanowić powód skazania mnie na śmierć przez aborcję, dowiedziałam się, mając kilkanaście lat. W tym czasie głośna była sprawa Alicji Tysiąc. Kobiety, która wygrała proces przeciwko państwu polskiemu, ponieważ odmówiono jej prawa do aborcji, pomimo ryzyka poważnego uszkodzenia wzroku. (Miało to stanowić złamanie praw człowieka do poszanowania życia prywatnego).
Media szeroko rozpisywały się o tej sprawie. Wtedy wspomniano, że w Polsce aborcji można dokonać w trzech przypadkach, m.in. w przypadku wady wrodzonej lub genetycznej. Szybko dodałam jedno do drugiego. I tak oto, w wieku mniej więcej 14 lat, dowiedziałam się, że moje życie jest nic nie warte, bo jestem chora. To był dla mnie szok. Zaczęłam stopniowo poszerzać swoją wiedzę, czytać na temat aborcji, wad, które kwalifikują dziecko do tzw. usunięcia, sposobów przeprowadzania „zabiegu”. Dyskutowałam z ludźmi o różnych poglądach. Przez ostatnie dziesięć lat utwierdziłam się w przekonaniu, że aborcja jest zbrodnią, którą należy powstrzymać.
Rozpłakałam się
Przy okazji „czarnego protestu” moja mama, znana dziennikarka, udzieliła wywiadu dla jednej z gazet, w którym powiedziała, że jako matka niepełnosprawnego dziecka, znająca realia tego życia i tej walki, nie zmusiłaby kobiety do urodzenia chorego dziecka. To był dla mnie cios. Skoro nawet moja mama nie staje w obronie takich dzieci jak ja, to kto ma być po ich stronie? Zaczęłyśmy rozmawiać. Powiem szczerze – rozpłakałam się, bo ten temat jest dla mnie bardzo trudny. Mama oczywiście od razu mnie przeprosiła, ale uznała, że skoro wypowiedziała się publicznie, publicznie powinna mnie przeprosić. Dlatego napisała post na Facebooku, który został udostępniony ponad tysiąc razy i polubiony przez prawie trzy tysiące osób. To pokazało nam obu, jak bardzo brakuje głosów ludzi, których sprawa bezpośrednio dotyczy. Dyskutują o tym politycy, działacze społeczni, księża, rzadziej – matki chorych dzieci. Prawie w ogóle nie pyta się o zdanie osób, które są chore. Które urodziły się, żyją i słuchają, że ich życie jest nic nie warte a życie ich bliskich to udręka. To budzi mój sprzeciw. Nie zgadzam się na takie osądzanie.
Żyć godnie
Uważam, że życie każdego człowieka jest wartościowe samo w sobie, bez względu na jego urodę, status społeczny, zdrowie czy umiejętności. Każdy z nas może to wszystko stracić w jednej chwili. Czy staje się przez to bezwartościowy? NIE! Cieszę się jednak, że wobec całego tego zamieszania zaczęto mówić nie tylko o aborcji, ale też o bardzo trudnej sytuacji osób niepełnosprawnych i ich rodzin. Trzeba wiele zmienić w systemie opiekuńczym, służby zdrowia i zasiłków. Mam nadzieję, że na samym sporze o aborcję nie poprzestaniemy, ale stworzymy państwo, w którym każdy człowiek będzie mógł żyć godnie.
Ewa Rejman
Źródło: www.droga.com.pl