W Holandii rozpoczął się bezprecedensowy proces lekarki, która przeprowadziła eutanazję u kobiety z demencją. W trakcie zabiegu 74-latka ocknęła się i przy podawaniu śmiertelnego zastrzyku musiała przytrzymywać ją najbliższa rodzina.
Chodzi o sprawę z roku 2016. Cztery lata wcześniej u pewnej Holenderki zdiagnozowano chorobę Alzheimera. Wówczas kobieta złożyła pisemne oświadczenie, że chce się poddać eutanazji, jeśli jej stan zdrowia pogorszy się na tyle, że będzie musiała trafić do domu opieki. Zastrzegła równocześnie, że sama zdecyduje o momencie zabiegu. Gdy tak się wydarzyło w roku 2016, geriatra przystąpił do procedury uśmiercania chorej. Do kawy wsypano leki uspakajające, po których kobieta straciła przytomność. Obudziła się jednak w czasie podawania śmiertelnego zastrzyku. Lekarka dokończyła zabieg na chorej, którą przytrzymywała córka i jej mąż.
Holenderska prokuratura zarzuca lekarce, że w niewystarczającym stopniu ustaliła, czy pacjentka chce umrzeć w ten sposób. Jednak ani prokuratura, ani rodzina zmarłej nie odbierają lekarce dobrej woli – córka kobiety podziękowała nawet lekarce za „wyzwolenie jej matki z mentalnego więzienia, w którym się znalazła”. Toczący się w Hadze proces miałby ustalić granicę konsultowania przeprowadzania eutanazji u chorych na demencję.
Eutanazja została zalegalizowana w Holandii w 2002 roku. Od tego czasu tej procedurze poddano 50 tys. osób. Proces wytoczony lekarce jest pierwszą tego typu sprawą. Stał się też najprawdopodobniej przyczyną spadku eutanazji w Holandii w ostatnim roku.