Czy w USA karano kobiety za aborcję?

by

W Polsce podczas sporów wokół obywatelskiego projektu ustawy chroniącej życie od poczęcia, pojawiły się dyskusje na temat karalności kobiet. Niektórzy aktywiści pro-choice rozpowszechniali fałszywe informacje o tym, że wedle projektu Ordo Iuris, kobiety miałyby być karane za poronienie! Także w USA zwolennicy aborcji straszą opinię publiczną, że zakaz aborcji doprowadzi do ścigania kobiet i zamykania ich w więzieniach. Jednakże portal LifeNews rozprawia się z tymi mitami i ujawnia nieczyste zagrywki aborterów.

 

Aborcja w USA została zalegalizowana w 1973 r. w wyniku wyroku sądowego w sprawie Roe przeciwko Wade. Norma McCorvey występująca wówczas pod pseudonimem Jane Roe, zeznała iż została zgwałcona i domagała się prawa do aborcji. (Więcej: Zmarła kobieta, której proces doprowadził do legalizacji aborcji w USA). Sama nie zdążyła skorzystać z prawa, które dzięki niej wywalczono i urodziła dziecko, które oddała do adopcji. W 1980 r. przyznała, że skłamała. Nie było żadnego gwałtu. Twierdziła, że stała się ofiarą manipulacji. Co więcej, została działaczką pro-life i nawróciła się na chrześcijaństwo. Niestety jej starania o ponowne otwarcie sprawy zostały ostatecznie odrzucone przez Sąd Najwyższy 22 lutego 2005 r. jako spóźnione.

 

Zwolennicy aborcji w USA (m.in. organizacja Planned Parenthood czy NARAL Pro-Choice America) rozgłaszają propagandowy mit, że prawny zakaz aborcji oznacza bezwzględne ściganie i karanie kobiet. Siła współczesnych mediów sprawia, że totalne kłamstwo powtarzane setki razy, staje się powszechnie przyjmowanym poglądem. Przez ponad 30 lat zwolennicy prawa do przerywania ciąży utrzymywali – bez żadnego dowodu – że przed procesem Roe przeciwko Wade, wsadzanie kobiet do więzień było powszechnie stosowaną praktyką obowiązującą we wszystkich 50 stanach. Straszą również, że stanie się tak ponownie, jeśli aborcja zostanie prawnie zakazana.

 

Jaka jest prawda? Po pierwsze, niemal jednolita polityka stanowa przed procesem Roe przeciwko Wade była taka, że prawo aborcyjne było wymierzone przeciwko aborterom, ale nie kobietom! Prawo „brało na celownik” tych, którzy dokonują aborcji, a nie kobiety, które poddały się zbrodniczemu zabiegowi. Właściwie prawo jednoznacznie traktowało kobietę jako drugą ofiarę abortera. Nawet zwolenniczka legalnej aborcji i historyk, Leslie Reagan, w swojej książce z 1997 r. pt. „Gdy aborcja była zbrodnią” przyznaje, że w Stanach Zjednoczonych nie ścigano kobiet za aborcje, nie pociągano ich do odpowiedzialności jako sprawców czy wspólników zbrodni, a celem prawa była raczej ochrona kobiet przed aborcją.

 

W USA istniała długa, powszechna i dobrze udokumentowana tradycja prawnicza, wedle której kobiety nie były ścigane za aborcję, której się poddały. Już w 1885 r. władze stanu Nowy Jork przyjęły stanowisko, że nie wolno stawiać kobiet w stan oskarżenia powołując się na jakiekolwiek teorie odpowiedzialności karnej. Taka polityka opierała się na trzech przesłankach: 1) Celem prawa aborcyjnego jest pociągnięcie do odpowiedzialności aborterów, 2) kobieta jest drugą – po nienarodzonym dziecku – ofiarą abortera, 3) ściganie kobiety obniża skuteczność w egzekwowaniu prawa wobec aborterów.

 

Prawnik Paul D. Wohlers, który przebadał tego typu sprawy we wszystkich 50 stanach, stwierdził, że kobiety które poddały się aborcji, nigdy nie zostały oskarżone o morderstwo, rzadko jedynie zostały nazwane wspólniczkami w zatajaniu faktów i wciąż bardzo rzadko odnoszono się do nich jako pomocników w zbrodni. Tak naprawdę istnieją jedynie dwa przypadki, w których kobieta była oskarżona o pomocnictwo czy też podżeganie do przeprowadzonej u siebie aborcji: z Pensylwanii w roku 1911 oraz z Teksasu w roku 1922. Od tego czasu już nigdy w Stanach Zjednoczonych nie było żadnych rozpraw, w których kobieta byłaby postawiona w stan oskarżenia w związku z własną aborcją.

 

I kto tu kogo ciągnął do sądów?

 

Jak na ironię, kobiety były ciągane do sądów nie przez władze stanowe, ale… przez samych aborterów, którzy usiłowali ratować własną skórę. Przykładowo, postąpiła tak Ruth Barnett, kultowa „bohaterka” masowo dokonująca aborcji (ok. 40 tysięcy) kiedy została wezwana do sądu w stanie Oregon w 1968 r. Według karnego prawa dowodowego, gdyby sąd traktował kobietę jako pomocnika w zbrodni, to ona mogłaby odmówić składania zeznań przeciwko aborterowi, a wówczas postępowanie przeciwko niemu mogłoby zostać uchylone. Jednakże Sąd Najwyższy Stanu Oregon w 1968 r. wypowiedział się jasno: Aborter podejmuje działanie, a kobieta jest obiektem tego działania. Zabroniony czyn jest przypisany temu, kto dokonuje go na matce. Takie ujęcie sprawy, oparte na długiej i dobrze udokumentowanej tradycji prawniczej, powszechnie stosowanej we wszystkich stanach, byłoby z pewnością przywrócone, gdyby aborcja w USA została ponownie zdelegalizowana.

 

Krzysztof Reszka

Na podstawie: www.lifenews.com

You may also like

Facebook