Tegoroczny „Marsz dla życia” w Waszyngtonie różnił się od tych z poprzednich lat. Po pierwsze pandemia koronawirusa wymusiła, że miał on w większości wirtualny charakter. Po drugie odbył się w momencie, gdy nowy prezydent Joe Biden zniósł kolejne antyaborcyjne restrykcje, a wcześniej świętował 48. rocznicę legalizacji aborcji w USA.
„Marsze dla życia” odbywające się w stolicy USA gromadzą zazwyczaj dziesiątki tysięcy Amerykanów. Tym razem wydarzenie miało głównie wirtualny charakter. W internecie można było obejrzeć i wysłuchać przemówień przywódców religijnych, politycznych i aktywistów. Wśród nich byli republikańscy senatorzy i członkowie Izby Reprezentantów oraz działacze z różnych stanów.
Jednak pomimo zakazu i przejmującego zimna wielu obrońców życia stawiło się pod siedzibą Planned Parenthood oraz Sądu Najwyższego. Niektórzy z manifestujących trzymali banery pro-life, inni klęczeli na ziemi i modlili się z różańcem w rękach. Również reporterzy, znanej agencji informacyjnej pro-life z Kanady, Life Site News, przybyli na miejsce, by dokumentować całość.
Przewodnicząca komitetu organizacyjnego „Marszu dla życia” Jeanne Mancini w swoim przemówieniu skrytykowała decyzję nowego prezydenta USA Joe Bidena zezwalającą na finansowanie z funduszy federalnych zagranicznych organizacji oferujących usługi i doradztwo aborcyjne.
– Prosimy prezydenta Bidena, by podejmował jednoczące, decyzje pro-life, które są popierane przez zdecydowaną większość Amerykanów – apelowała.
Mancini wezwała do wspólnego wywierania presji na prezydenta, który podczas wyborów deklarował chęć budowania jedności narodowej.
W ostatnich dniach nowy prezydent USA Joe Biden uchylił zakaz finansowania przez rząd zagranicznych organizacji non-profit, które wykonują lub promują aborcję. Polecił też resortowi zdrowia, by podjął opracował plan na wycofania decyzji administracji poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa, blokującej finansowanie ze środków federalnych programów planowania rodziny umożliwiających aborcję.
