Nie musiał usprawiedliwiać tego, że żyje

by

Mały Adam za­raz po uro­dze­niu zo­stał po­rzu­cony przez bio­lo­gicz­nych ro­dzi­ców. Po­wie­dzieli, że prę­dzej by go za­bili niż za­brali do swo­jego domu w In­diach, do wio­ski, w któ­rej mieszkali.

 

Uznali go za prze­kleń­stwo, bo chłop­czyk uro­dził się bar­dzo chory i zde­for­mo­wany – cier­piał na roz­sz­czep wargi i pod­nie­bie­nia, nie miał po­wiek i nosa, jego nogi i ręce nie były w pełni wy­kształ­cone. Adam po­zo­stał w szpi­talu. Zdia­gno­zo­wano u niego ze­spół Bartsocasa-Papasa. Więk­szość dzieci do­tknię­tych tą cho­robą umiera w ło­nie matki lub w kilka go­dzin po przyj­ściu na świat. Ten ma­luch jed­nak nie za­mie­rzał się pod­da­wać, choć nie­któ­rzy twier­dzili, że le­piej dla niego by­łoby, gdyby się nie urodził.

 

Po­sta­no­wili dać mu miłość

 

W szpi­talu, w któ­rym prze­by­wał Adam, pra­co­wało młode mał­żeń­stwo. Raja Paul­raj był le­ka­rzem – psy­chia­trą, jego żona – Jes­sica – pie­lę­gniarką. Kiedy usły­szeli o po­rzu­co­nym chłopcu, ko­niecz­nie chcieli go zo­ba­czyć. Szybko zde­cy­do­wali się za­adop­to­wać ma­leń­stwo, któ­rego nikt nie chciał. Po­zo­stali pra­cow­nicy szpi­tala sta­rali się ich znie­chę­cić. Tłu­ma­czyli, że dziecko i tak nie ma szans na ży­cie dłuż­sze niż kilka ty­go­dni. Jes­sica i Raja nie zmie­nili zda­nia, po­sta­no­wili dać chłopcu całą mi­łość, któ­rej mu brakowało.

 

Dzięki wspar­ciu przy­ja­ciół po­je­chali do Sta­nów Zjed­no­czo­nych, gdzie udało im się skon­tak­to­wać z naj­lep­szymi spe­cja­li­stami, któ­rzy mo­gli po­móc Ada­mowi. Chłop­czyk prze­szedł kilka ope­ra­cji, które po­zwo­liły mu nor­mal­nie jeść, śmiać się i po­ru­szać. Ko­lejny, za­pla­no­wany za­bieg miał umoż­li­wić mu mó­wie­nie (bez pro­blemu ro­zu­miał to, co sły­szał od rodziców).

 

Bło­go­sła­wień­stwo

 

W ad­op­cyj­nej ro­dzi­nie Adama po­ja­wiły się ko­lejne dzieci – stał się star­szym bra­tem dla dwóch młod­szych syn­ków Jes­sici i Raji (obec­nie ocze­kują trze­ciego ma­leń­stwa). Cała piątka lubi po­dró­żo­wać, czę­sto jeż­dżą ra­zem w góry. Bio­lo­giczni ro­dzice Adama na­zwali go swoim prze­kleń­stwem, ro­dzice ad­op­cyjni mó­wią o nim jako o wiel­kim bło­go­sła­wień­stwie. Jes­sica zde­cy­do­wa­nie za­prze­czała opi­niom, ja­koby ich ży­cie łą­czyło się wy­łącz­nie z cier­pie­niem i nie­ustan­nym po­świę­ce­niem. Mówi o swoim synku: „jego nie­peł­no­spraw­ność uzdal­nia nas do uświa­do­mie­nia so­bie faktu, że Bóg może wy­pro­wa­dzić piękno na­wet z naj­więk­szego za­ła­ma­nia. Kiedy przyj­muję per­spek­tywę wiecz­no­ści, ta­kie rze­czy jak wy­goda tracą znaczenie”.

 

Jego ży­cie jest cudem

 

Jes­sica przy­znaje, że zda­rzało jej się de­spe­racko pra­gnąć udo­wod­nić, że Adam ma ta­kie samo prawo do ży­cia, jak jej po­zo­stałe dzieci, że jego ży­cie jest rów­nie ważne. Chwa­liła się jego osią­gnię­ciami, tak jak każda inna matka. Nie każdy jed­nak to ro­zu­miał i przyj­mo­wał na­tu­ral­nie. Kilka mie­sięcy temu pi­sała: „Adam nie musi w ża­den spo­sób uspra­wie­dli­wiać tego, że żyje. Ma prawo do ży­cia, bo zo­stał stwo­rzony przez Boga. I jest Jego ob­ra­zem po­mimo tych wszyst­kich wad, które wi­dzą na­sze oczy. Sta­ra­łam się po­ka­zy­wać lu­dziom te wszyst­kie wspa­niałe rze­czy, ja­kie Adam umie ro­bić, za­miast uświa­do­mić im, że to on jest wspa­niały sam w so­bie. Jego ży­cie jest cu­dem po pro­stu dla­tego, że sam Bóg tchnął od­dech ży­cia w jego płuca”.

 

Adam od­szedł 12 czerwca 2016 roku w wieku nie­ca­łych pię­ciu lat po nie­spo­dzie­wa­nej cho­ro­bie. Ro­dzice do końca trzy­mali go na rę­kach. Jego mama na­pi­sała na Fa­ce­bo­oku: „Tę­sk­nię za Tobą. Ale gdy­bym miała wy­brać od nowa: na pewno wy­bra­ła­bym Cie­bie, ko­lejny i ko­lejny raz”. I do­dała: „Nie mogę się do­cze­kać, aż usią­dziemy na­prze­ciwko Cie­bie przy stole na uczcie w Niebie”.

 

Ewa Rejman

 

Źródło: www.droga.com.pl

You may also like

Facebook