Zmarła Birthe Lejeune – wdowa po doktorze Jérôme ​​Lejeune, odkrywcy przyczyny zespołu Downa

by FUNDACJA JZN
6 maja zmarła Madame Birthe Lejeune, wdowa po dr. Jérôme ​​Lejeune, która wraz z mężem broniła wartości ludzkiego życia od poczęcia, ze szczególnym uwzględnieniem osób z zespołem Downa, którego przyczynę odkrył francuski genetyk.

D. Jerome’a Klapki Jerome’a, C. Jerome’owi Klapce Jerome’owi, B. Jerome’a Klapkę Jerome’a, N. Jerome’em Klapką Jerome’em, Ms. Jeromie Klapce Jeromie.

Birthe Bringsted urodziła się w Dani. Po zakończeniu II wojny światowej przyjechała do Paryża, aby uczyć się francuskiego. Z Jérôme’em Lejeune’em pobrali się w 1952 roku; mieli razem pięcioro dzieci i 28 wnucząt. Birthe pochodziła z protestanckiej rodziny. Dzięki Jérôme’owi przeszła na katolicyzm. – Jego wiara mi imponowała, była czymś naturalnym – wspominała w jednym z wywiadów.

Jérôme Lejeune latem 1958 r. dokonał swojego najważniejszego odkrycia – u osób z zespołem Downa przy 21. parze chromosomów odkrył jeden dodatkowy. Birthe pracowała z osobami niepełnosprawnymi, ale po odkryciu męża zdecydowała się zostać w domu z dziećmi, bo Jérôme zaczął jeździć z wykładami do USA czy Chin i długie dni nie było go z rodziną.

Papież Paweł VI w 1974 roku powołał Jérôme’a Lejeune’a do Papieskiej Akademii Nauk. Dwadzieścia lat później Jan Paweł II powierzył mu Papieską Akademię Życia. Po śmierci męża, Birthe Lejeune stała się jej honorowym członkiem.

Jérôme Lejeune zmarł 3 kwietnia 1994 r. (od 2007 roku toczy się jego proces beatyfikacyjny). Birthe założyła fundację i instytut imienia męża, które kontynuują dzieło profesora. Fundacja prowadzi klinikę, w której leczone są dzieci cierpiące z powodu różnych chorób genetycznych. Uczeni związani ze szpitalem kontynuują badania, mające polepszyć ich warunki życia.

Birthe była wiceprezesem Fundacji Jérôme’a Lejeune’a i właściwie do końca życia czynnie zaangażowana w jej działania. Znana była z tego, że do darczyńców wysyłała dziesiątki tysięcy własnoręcznie pisanych podziękowań. 

W znacznej mierze to dzięki jej wysiłkom fundacja co roku finansuje około 10 tys. projektów badawczych dotyczących niedoborów intelektualnych pochodzenia genetycznego i rozwija konsultacje medyczne obejmujące ponad 10 tys. pacjentów. Niejednokrotnie na różnych forach w Europie, a także w ramach ONZ występowała w obronie życia i godności najsłabszych osób. Pragnęła rozszerzyć działalność fundacji na cały świat. Na jesieni ma zostać otwarte centrum medyczne w Stanach Zjednoczonych, o które bardzo zabiegała.


Wspomnienie Jakuba Bałtroszewicz, prezesa Fundacji Jeden z Nas:

Odwiedziłem Madame Birthe Lejeune w marcu 2014 roku w jej małym, ale za to kilku piętrowym domku leżącym niespełna 5 minut spacerem od paryskiej katedry Notre Dame.

Madame Lejeune, kiedy usłyszała, że do Fundacji imienia jej męża przyjeżdżają Polacy (towarzyszył mi ks. prof. Andrzej Muszala), koniecznie chciała zaprosić na lunch do swojego mieszkania.

Pamiętam dom wypełniony zdjęciami jej męża na ścianach, na wielu z nich byli ówcześni „wielcy” tego świata: Jan Paweł II, Matka Teresa…

Lunch był przepyszny i mimo wczesno-południowej godziny okraszony sporą ilością czerwonego wina – sama gospodyni pilnowała, by każdy miał go pod dostatkiem i często wznosiła toasty pijąc równo z nami wszystkimi.

Pamiętam jak szybko skróciła dystans do siebie, była żywotną, wesołą staruszką, pełną serdeczności, sypiącą z rękawa historiami z życia jej i jej męża.

Mimo wieku uwielbiała palić, co chwila stając przy oknie by nie przeszkadzać dymem swoim gościom. Po posiłku, zaprowadziła nas na strych, gdzie zobaczyliśmy tysiące dokumentów z procesu beatyfikacyjnego swojego męża.

Na sam koniec, kiedy się z nią żegnałem spytała, czy znam jej przyjaciółkę z Krakowa Wandę Półtawską. Kiedy powiedziałem, że oczywiście tak, byłem u Pani Profesor w domu i nawet robiłem z nią wywiad, Madame Lejeune wcisnęła mi do ręki 50 euro i poprosiła – kup za to najlepsze belgijskie czekoladki jakie znajdziesz (po wizycie w Paryżu wracałem do Brukseli) i zanieś Wandzie ode mnie. Tak zrobiłem, a Pani Profesor byłą tym gestem bardzo wzruszona.

W kolejnych latach widywałem Madame Lejeune na corocznych europejskich zjazdach ONE OF US: w Paryżu i w Budapeszcie – zawsze mówiła do mnie „O, mój Polak” i musiałem pozwolić na mocne, stanowcze przytulenie i buziaka w policzek.

You may also like

Facebook